Archiwalne dokumenty ujawnione przez IPN nie dają jednoznacznej odpowiedzi, czy Marek Belka współpracował z SB. Premier wielokrotnie powtarzał jednak, że nie był współpracownikiem służb. Jakie mogą być tego konsekwencje?
„Postteczkowe kłopoty” premiera dotyczyć będą przede wszystkim jego stanowczego „nie” na pytanie komisji śledczej, czy podpisał dokument o współpracy z SB. Instrukcja wyjazdowa ma wszelkie cechy takiego właśnie dokumentu i tylko jakieś prawnicze niuanse mogą wybronić Belkę przed zarzutem okłamania posłów.
Nieco inaczej jest z kwestią lustracji. Orzeczenia sądów i trybunałów stawiają kilka warunków, przy spełnianiu których można uznać kogoś za tajnego współpracownika. Marek Belka na pewno wypełnia dwa z nich - kontakty z wywiadem PRL miały charakter tajemny, a Belka miał pełną świadomość z kim rozmawia.
Co do pozostałych sprawa jest bardziej zawiła. Oficerowie SB wielokrotnie piszą bowiem, że figurant „Belch” nie wykazuje inicjatywy, nie realizuje zlecanych mu zadań i kontakty z nimi traktuje jako zło konieczne. Na domiar złego dostarczone przez niego dokumenty są powszechnie dostępne.
Można zatem dowodzić, że Belka raczej pozorował współpracę niż współpracował rzeczywiście, a dostarczane przez niego informacje nie miały większego znaczenia. I pewnie to zdecydowało, że rzecznik interesu publicznego nie wytoczył premierowi procesu lustracyjnego.