Chłopczyka, który przebywa nadal w szpitalu, zbadają dziś laryngolodzy. Będzie miał też zrobione zdjęcie rentgenowskie. Lekarze po tych badaniach zdecydują, czy noworodek może być wybudzony ze śpiączki. Do wypadku doszło w łódzkim szpitalu Madurowicza.
Jak mówił w rozmowie z reporterką RMF FM Agnieszką Wyderką profesor Andrzej Piotrowski, stan śpiączki, w której jest utrzymywane dziecko, ułatwia leczenie. Chodziło o to, że on był niespokojny. To duży noworodek, ponad 4 kilogramowy i baliśmy się, że może dojść do ewentualnego naruszenia ciągłości przełyku. Jeżeli będzie się denerwował, jeżeli będzie się za bardzo ruszał, to będzie to utrudniało gojenie. Tak samo wahania ciśnienia krwi mogą spowodować większe krwawienie. Dlatego został uspokojony i czekamy aż badania wykażą, że można go wybudzić - wyjaśnił lekarz.
Jak dodaje Piotrowski, na razie trudno przewidzieć, jakie będą skutki wypadku. Patrzymy raczej optymistycznie - mówi.
Smoczek z butelki, który pielęgniarka podała dziecku, a to go połknęło, prawdopodobnie był bez plastikowej osłonki. Prokuratura ustaliła także, że został źle użyty.
Śledczy otrzymali już doniesienie dyrektora szpitala o popełnieniu przestępstwa przez pielęgniarkę, która zajmowała się chłopcem.
Reporterka RMF FM Agnieszka Wyderka rozmawiała z rzecznikiem Prokuratury Okręgowej Krzysztofem Kopanią. Jego zdaniem, istnieje duże prawdopodobieństwo, że smoczek został podany niemowlakowi bez jakichkolwiek zabezpieczeń. Posłuchaj:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
W tej chwili prokuratura nie chce ujawnić, czy podawanie niemowlętom smoczków od butelek było standardową praktyką w szpitalu Madurowicza.