Mieszkańcy Węgorzyc w zachodniopomorskiej gminie Osina mają palący, a raczej parzący problem z barszczem. I wcale nie chodzi o zupę z buraków, a roślinę sprowadzoną z Kaukazu przez PGR w czasach PRL-u. Roślina, która na Wschodzie osiągała co najwyżej metr wysokości, u nas potrafi wystrzelić na trzy metry, a jej liście dotkliwie parzą. Niestety, rozpleniła się na kilkudziesięciu hektarach w gminie Osina.
Każdego roku zdarzają się poparzenia barszczem, kilka osób wylądowało nawet w szpitalu. Najbardziej groźny jest kontakt skóry z sokiem tej rośliny. Powoduje rozległe oparzenia, które trudno się goją. Barszcz w latach siedemdziesiątych sprowadzono z ZSRR. Miał rozwiązać problem braku paszy dla bydła. Problemu jednak nie rozwiązał, bo krowy tego jeść nie chciały, a ich mleko było nie nadawało się właściwie do niczego. Mleko czy śmietana ciągnęły się jak jakiś klej - wspomina jedna z mieszkanek Węgorzyc.
Gmina stara się walczyć z barszczem Sosnowskiego, ale nie może się porozumieć z Agencją Nieruchomości Rolnych. Roślinę trzeba jednocześnie wytępić na terenach gminnych i agencyjnych. Półśrodki albo skupienie się tylko na części terenów nic nie da.
Znaleźliśmy pieniądze i ogłosiliśmy przetarg, ale niestety zgłosił się tylko jeden oferent - mówi Bogusław Groć z Urzędu Gminy Osina. Całą procedurę trzeba będzie powtórzyć. Planujemy też spotkanie zespołu, który ma skoordynować działania nasze z tym, co robi ANR - zaznacza.
Dobrze by było, żeby gmina porozumiała się z ANR, bo barszcz znów zaczyna kwitnąć, a wtedy jest jeszcze bardziej groźny.