Przemytnicy używają zarejestrowanych w Polsce łodzi do szmuglowania narkotyków przez Atlantyk - donosi "Financial Times". Handlarze wykorzystują lukę w prawie, która powoduje, że jachty pływające pod polską banderą pozostają właściwie nietykalne dla służb na międzynarodowych wodach.
Gdy służby innego kraju widzą łódź płynącą pod polską banderą i podejrzewają, że może być ona zaangażowana w przemyt narkotyków, generalnie rzecz biorąc, nie mogą wejść na pokład statku - mówi FT Julien Garsany z Biura Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC).
Organizacja Narodów Zjednoczonych od dawna próbuje walczyć z procederem żeglowania pod flagami krajów niezwiązanych z faktycznym pochodzeniem łodzi. Zjawisko określono jako "wygodna flaga" i polega na wykorzystywaniu bander krajów, które posiadają tańszy, prostszy i często prawnie korzystniejszy system rejestracji łodzi. Problem polega na tym, że system ten jest często wykorzystywany przez przemytników, a ostatnio najbardziej modną banderą jest biało-czerwona. Właściciele z Wielkiej Brytanii i innych krajów spoza UE chętnie korzystają z taniego polskiego systemu rejestracyjnego mniejszych łodzi do 24 m długości.
Centrum Analiz i Operacji Morskich (MAOC) to inicjatywa 8 państw członkowskich UE (Belgii, Francji, Niemiec, Irlandii, Włoch, Hiszpanii, Holandii i Portugalii) oraz Zjednoczonego Królestwa, współfinansowana przez Fundusz Bezpieczeństwa Wewnętrznego Unii Europejskiej. Organizacja stanowi forum współpracy w celu zwalczania nielegalnego handlu narkotykami drogą morską i powietrzną.
MAOC zaobserwowało wzrost liczby jachtów wypoczynkowych, które mogą być wykorzystywane do przemytu i są zarejestrowane właśnie w Polsce. W 2021 MAOC monitorowała 12 takich łodzi, rok później 31, a w 2023 już 47.
Od momentu, gdy Warszawa wprowadziła nowy system rejestracji w 2020 roku, liczba zarejestrowanych łodzi wzrosła z 2 tys. do prawie 77 tys.
Tanio, bardzo szybko i bez wymaganej dużej ilości informacji. To oczywiste, że przestępcy będą chcieli korzystać z takiej rejestracji - komentuje analityk MAOC w rozmowie z "Financial Times".
Na czym polega luka, z której chętnie korzystają przemytnicy? Niestety, wiele wskazuje na to, że Polska nie dostosowała swoich przepisów do prawa międzynarodowego, w związku z czym kontrola służb z innych krajów jest prawnie praktycznie niemożliwa na wodach międzynarodowych.
Dwa lata temu służby portugalskie przeszukały zarejestrowany w Polsce statek na wodach Archipelagu Azory. Aresztowano wówczas dwóch Holendrów i skonfiskowano 1,2 tony kokainy. Portugalski sąd wydał później decyzję o tym, że całą operację morskich służb przeprowadzono nielegalnie, bo pozwolenia na zatrzymanie jachtu nie wydała Polska. Owszem, na początku 2024 roku uchylono tę decyzję, ale przemytnicy dawno już opuścili Portugalię.
Centralne Biuro Śledcze, które odpowiada za wydawanie zezwoleń na zatrzymywanie łodzi, nie może obecnie tego robić. Powodem jest niespójność prawa z nowelizacją przepisów antynarkotykowych, implementującą do polskiego prawa zasady konwencji ONZ do zwalczania handlu narkotykowego.
Sprawa jest o tyle poważna, że MAOC obserwuje gigantyczny wzrost przemytu kokainy z Ameryki Południowej do Afryki Zachodniej. Od 2021 roku organizacja zgłosiła konfiskatę 19 małych polskich statków, na których pokładzie przewożono łącznie 18 ton konopi indyjskich, 13,5 tony kokainy i 56 kg MDMA (ekstazy). Łodzie zatrzymywano u wybrzeży Portugalii, Brazylii, Republiki Zielonego Przylądka i Gwinei Bissau.
Według "FT" polskie władze zdają sobie sprawę z tego, że polskie łodzie były wykorzystywane w przemycie narkotyków, ale Warszawa nie ma wiedzy o udziale zorganizowanych grup przestępczych w tych incydentach. Ministerstwo infrastruktury przekazało brytyjskiemu dziennikowi, że "biorąc pod uwagę ogólną liczbę zarejestrowanych ponad 70 tys. łodzi, liczba tych wykorzystywanych w przemycie jest niewielka".
Dziennikarz RMF FM Kacper Wróblewski zapytał o sprawę ministra spraw wewnętrznych. To wynika z niejasnych, jak widać zbyt liberalnych przepisów o obiektach pływających. Musimy się temu przyjrzeć i szybko dokonać zmian - przyznał Tomasz Siemoniak.