Polscy żołnierze z narażeniem życia ścigają w Afganistanie talibów, a Afgańczycy ich… wypuszczają. Polacy nie mogą bowiem sami przesłuchiwać więźniów i muszą przekazać ich stronie afgańskiej. To sygnał dla terrorystów: możecie atakować Polaków, a i tak wyjdziecie na wolność - ostrzega w rozmowie z "Dziennikiem" jeden z dowódców. Również minister obrony narodowej Bogdan Klich przyznaje, że problem istnieje.
Gazeta podaje przykład zatrzymania przed kilkoma dniami trzech talibów, podejrzanych o zorganizowanie zamachu, w którym ranny został Polak. Do zatrzymania doszło w ramach dużej operacji ofensywnej polskich wojsk o kryptonimie "Orle pióro". Podejrzanych przekazano stronie afgańskiej. Teraz dowództwo kontyngentu i ambasada naciskają na tamtejszych decydentów, by schwytani nie odzyskali wolności. Trzeba dopilnować, bo niestety takie sytuacje się zdarzają - powiedział "Dziennikowi" rozmówca z armii.
Na wolność wypuszczono między innymi ponad dwudziestu podejrzanych o terroryzm, których Polacy schwytali w prowincji Ghazni. Dotarła do mnie bardzo wiarygodna informacja, że Afgańczycy ich puścili. Po co my ich łapiemy? Narażamy życie, a oni wychodzą? - pyta retorycznie polski dowódca.