Jeszcze wczoraj wydawało się, że budynek na Wiejskiej znów będzie epicentrum partyjnych wstrząsów. Platforma Obywatelska groziła, że na ostatnim posiedzeniu parlamentu, ponownie będzie się starała odwołać 15 ministrów Jarosława Kaczyńskiego. Ale do niczego takiego nie doszło.
Posłowie są już chyba myślami przy wyborach, z którego okręgu i z którego miejsca na liście będzie im najwygodniej wrócić do Sejmu. Wbrew oczekiwaniom, nie wykorzystują sejmowej trybuny jak darmowej sceny wyborczej.
PO nie kruszy kopii o swoje wnioski, a zamiast wybuchu sejmowej wyborczej bomby, z korkowca wystrzelił tylko Tadeusz Iwiński z SLD: Żeby przed tym punktem zagłosowano wniosek o pana odwołanie - chodziło o marszałka Sejmu Ludwika Dorna. Ten odpowiadał: No tak, republika rzymska miała Katona, a III Rzeczpospolita ma posła Iwińskiego. Wszystko wedle swojej miary. To właściwe jedyny zgrzyt na sali obrad.
Jeśli w takiej atmosferze posłowie rozpatrzą poprawki Senatu, to zakończą ostatnie posiedzenie przed czasem, czyli dziś a nie jutro i rozjadą się kopać wyborcze okopy w regionach. Zgodnie z porządkiem obrad, posłowie mają głosować nad ulgami prorodzinnymi, funduszem alimentacyjnym, ustawami dotyczącymi Euro 2012, VAT-em budowlanym i podwyżkami dla pielęgniarek.