Po raz drugi Prokuratura Apelacyjna w Warszawie umorzyła śledztwo ws. nieprawidłowości przy tworzeniu raportu z weryfikacji WSI przez Antoniego Macierewicza w 2007 r. jako szefa komisji weryfikacyjnej WSI. Śledztwo umorzono z podobnych powodów, co za pierwszym razem w 2013 r. Wtedy prokuratura uznała, że Macierewicz jako szef komisji nie był funkcjonariuszem publicznym, który może odpowiadać za niedopełnienie obowiązków bądź ich przekroczenie.
Według prokuratury raport nie był dokumentem, do którego odnosi się przestępstwo poświadczenia nieprawdy, bo nie może ono dotyczyć dokumentu "analityczno-ocennego".
Gdy prokuratura drugi raz prawomocnie umarza śledztwo, osoby pokrzywdzone mogą złożyć prywatny akt oskarżenia do sądu. B. szef WSI gen. Marek Dukaczewski powiedział, że zapewne kilka osób skorzysta z tej możliwości. Karalność w tej sprawie przedawnia się w lutym 2017 r.
W lutym 2007 r. prezydent Lech Kaczyński upublicznił sygnowany przez Macierewicza raport z weryfikacji WSI, które rządzące wówczas PiS zlikwidowało, zarzucając im wiele nieprawidłowości opisanych w raporcie. Na podstawie raportu wszczynano śledztwa ws. przestępstw WSI. Większość z nich umorzono. Osoby wymienione w raporcie jako agenci wytoczyły MON ponad 20 procesów. MON przeprosiło większość z nich. Koszty z tego tytułu przekroczyły 1,2 mln złotych.
Początkowo prokuratura chciała zarzucić Macierewiczowi niedopełnienie obowiązków (jako funkcjonariusza publicznego) przy tworzeniu raportu, poświadczenie w nim nieprawdy oraz pomoc w ujawnieniu w nim tajemnic państwowych. Prokurator generalny Andrzej Seremet dwa razy zwracał jednak prokuraturze wniosek o uchylenie immunitetu posła PiS.
To trwające od 2007 r. śledztwo umorzono w grudniu 2013 r. Uznano, że Macierewicz jako szef komisji nie był funkcjonariuszem publicznym, który może odpowiadać za niedopełnienie obowiązków bądź ich przekroczenie. Zdaniem prokuratury był on jedynie "osobą pełniącą funkcję publiczną", a komisja (w której nie był zatrudniony) nie była instytucją państwową, której szef podlega odpowiedzialności, lecz "innym organem państwowym" powołanym do konkretnej sprawy. Według prokuratury raport zaś nie jest dokumentem, do którego odnosi się przestępstwo poświadczenia nieprawdy, bo nie może ono dotyczyć dokumentu "analityczno-ocennego".
Na umorzenie wpłynęły do sądu 23 zażalenia, m.in. Dukaczewskiego, b. agenta wywiadu Aleksandra Makowskiego, biznesmena Zygmunta Solorza-Żaka oraz Polsatu, ITI i ABW (ta chciała, by Macierewicz odpowiadał za ujawnienie w raporcie osób współpracujących niejawnie z cywilnymi służbami specjalnymi).
Adwokaci kwestionowali status Macierewicza oraz brak znamion przestępstw przy poświadczeniu nieprawdy i pomocy w ujawnieniu tajemnic. Podkreślali, że w raporcie było wiele informacji nieprawdziwych (co stwierdziły sądy, nakazując MON przeprosiny osób z raportu) oraz ujawniających tajemnice (np. dane osób współpracujących z cywilnymi służbami RP lub tajną operację WSI w Afganistanie).
W lutym br. Sąd Okręgowy w Warszawie uwzględnił zażalenia pokrzywdzonych na umorzenie i uchylił je w głównym zakresie. Sąd polecił, by w ponownym śledztwie prokuratura przeanalizowała status prawny Macierewicza - czy był funkcjonariuszem publicznym, którego może dotyczyć przestępstwo przekroczenia uprawnień - sąd tego nie przesądził. Sąd podkreślał, że nie oznacza to, iż obecny poseł PiS musi usłyszeć zarzuty.
Macierewicz wiele razy mówił, że ustalenia raportu oparto na dokumentach WSI i pracach komisji weryfikacyjnej. Wnioski o uchylenie immunitetu uznawał za działanie polityczne, które łączył z tym, że - jak mówił - "w sprawie smoleńskiej udowodniono matactwo". Macierewicz jest szefem parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej.
W 2008 r. Trybunał Konstytucyjny uznał za sprzeczne z konstytucją pozbawienie osób z raportu prawa do wysłuchania przez komisję, prawa dostępu do akt sprawy oraz odwołania do sądu od decyzji o umieszczeniu w raporcie. Po tym prezydent Lech Kaczyński zdecydował nie ujawniać przygotowanego przez Macierewicza aneksu do raportu, bo - jak mówił - "zbyt wiele jest tam fragmentów, w których fakty zastąpiono interpretacjami". Podtrzymał to potem prezydent Bronisław Komorowski.
(md)