Nie było badania bilansów spółki, nie sprawdzono dokumentów ani pozwoleń, nie zweryfikowano umów. "Fakt" ujawnia podstawy umorzenia sprawy przeciwko Amber Gold. Według gazety, dla gdańskiej prokurator wystarczająco przekonujące były reklamy parabanku i zapewnienia Marcina P., że nie łamie prawa.
Prokurator Barbara Kijanko z Gdańska wykazała się naprawdę zadziwiającą łatwowiernością - stwierdza gazeta. Marciowi P. uwierzyła na słowo, że z jego firmą jest wszystko w porządku. Właściciel Amber Gold był jedyną osobą, którą przesłuchała pani prokurator. Okazało się, że bardziej wiarygodne są tłumaczenia Marcina P. niż zastrzeżenia specjalistów z Komisji Nadzoru Finansowego.
"Fakt" dotarł do uzasadnienia umorzenia śledztwa w sprawie Amber Gold. Pani prokurator z Gdańska odmówiła śledztwa po lekturze reklamy firmy: "Okoliczność ta (czyli zastrzeżenia KNF wobec Amber Gold - przyp. red.) nie została potwierdzona podczas analizy publikowanej oferty "Lokata w złoto" - napisała w odpowiedzi na zarzuty Komisji, która nadzoruje działalność banków.
Powołała się na to, że zgodnie z ofertą klienci mogą w każdej chwili wypłacić pieniądze, a więc wszystko jest w porządku. Wniosek: gdyby oszuści pisali w reklamach wprost, że chcą naciąć klientów i łamią prawo, praca prokuratorów byłaby łatwiejsza.
O tym, że prokurator przesłuchała tylko Marcina P. - mówił już prokurator generalny Andrzej Seremet. Jak zaznaczał, nie zweryfikowała umów nie sprawdziła nawet, czy Marcin P. kupuje w ogóle złoto.
Zawiadomienie z Komisji Nadzoru Finansowego pani prokurator otrzymała w połowie grudnia 2009 roku. Dokument zarzucał spółce prowadzenie działalności bankowej bez zezwolenia. Pani prokurator odmówiła wszczęcia śledztwa i umorzyła postępowanie. Zrobiła tak choć sąd wytknął jej m.in., że nie ustalono źródeł finansowania Amber Gold.
Zawieszenie śledztwa nastąpiło wbrew przepisom kodeksu postępowania karnego - ocenił Seremet. Dlatego wobec śledczej wszczęto dyscyplinarkę. Jej szefowa ma stracić stanowisko.