"Stałem się kozłem ofiarnym walki na wyższych szczeblach polityki" - tak pułkownik Czesław Juźwik w rozmowie z RMF FM skomentował swoje odejście z prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Były oficer w trybie natychmiastowym stracił stanowisko w związku z informacją, że w latach 80. pracował w wojskowym kontrwywiadzie.
Teraz pojawiają się głosy, że ta sprawa to kolejny etap rozgrywki na linii MON - Pałac Prezydencki. Dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada zapytał wojskowego, czy szef BBN znał jego przeszłość?
Byłbym zaskoczony, gdyby nie znał - tak odpowiedział płk Juźwik. Zaznaczył, że sam nie informował Pawła Solocha o pracy dla Wojskowej Słuzby Wewnętrznej, jednak - jak dodał - ta wiedza w BBN-ie, a także w resorcie obrony - była powszechna.
Pozostałem w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, zakładałem, że została dokonana weryfikacja, niektóre osoby odeszły. Teczka oficera jest dla uprawnionych organów - a takim niewątpliwie był mój przełożony w BBN - dostępna. Wystarczy się o nią zwrócić - podkreślił płk Juźwik.
Jak mówi, wielokrotnie składał oświadczenia lustracyjne, był też weryfikowany przez służby, które przyznały mu certyfikat dostępu do tajemnic na poziomie "ściśle tajne".
Płk Juźwik po odejściu z WSW przebywał na wojskowych misjach w Namibii i byłej Jugosławii, uczestniczył w szkoleniach w USA oraz skończył kurs generalski w Wielkiej Brytanii. Szefował sekretariatom 3 wiceministrów obrony, za czasów pierwszych rządów PiS wysłano go do Brukseli jako zastępcę ambasadora przy NATO. Do BBN ściągnął do poprzedni szef - gen. Stanisław Koziej.
(ph)