PKP Intercity w końcu przeprasza pasażerów pociągu TLK Gwarek. Podróżni, którzy z Katowic do Słupska jechali 18 zamiast 9 godzin, dostaną zwrot całości ceny biletu - ustalił reporter RMF FM. PKP tłumaczy się ciężkimi warunkami pogodowymi i splotem niemożliwych do przewidzenia zdarzeń.

REKLAMA

Pasażerowie, aby odzyskać pieniądze za bilety, muszą złożyć reklamacje na piśmie. Przewoźnik tłumaczy, że tylko bilety sprzedane w internecie zawierają dane pasażerów. Muszą też dołączyć oryginał biletu.

Pasażerowie odzyskają 100 procent ceny, a nie połowę - jak wynika z unijnych regulacji.

W ten sposób przewoźnik próbuje zatrzeć fatalne wrażenie po podróży, choć przekonuje, że pociąg najpierw musiał stać 3 godziny po śmierci pasażera, a potem - gdy utknął przez zerwaną sieć trakcyjną - wielokrotnie próbowano uruchomić komunikację zastępczą.

Podjęto wielokrotne próby zorganizowania komunikacji zastępczej. (...) Pragniemy jeszcze raz przeprosić podróżnych za zaistniałą sytuację - mówi Anna Zakrzewska z biura prasowego Intercity.

Mimo wielu prób nikt z zarządu Intercity nie zdecydował się osobiście wytłumaczyć z koszmarnej podróży Gwarkiem.

Podróż zamieniła się w koszmar

Przypomnijmy, że pociąg wyjechał z Katowic w sobotę o 5:41, zgodnie z rozkładem. Do Słupska miał dotrzeć przed 15. Podróż zamieniła się jednak w koszmar.

W okolicach Pleszewa w Wielkopolsce w pociągu zasłabł 75-letni mężczyzna. Na miejsce wezwano karetkę pogotowia i przeprowadzono reanimację. Niestety, pasażer zmarł. Po trzech godzinach opóźnienia, pociąg ruszył w trasę. Ale z powodu awarii sieci trakcyjnej znów na kilka godzin utknął. Tym razem na stacji w Rogoźnie.

Ostatecznie pociąg cofnięto do Poznania i skierowano na szlak kolejowy przez Gniezno. Do Słupska "Gwarek" dojechał o godzinie 23.45.

"Głos Wielkopolski" cytował w sobotę pasażerkę pociągu, która informowała, że w składzie stojącym w Rogoźnie "ludzie mdleją z gorąca, klimatyzacja nie działa, z toalet nie można korzystać, bo nie ma wody".