"Ta oferta to kpina!" - tak szefowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych komentuje podwyżkę płac proponowaną przez Ministerstwo Zdrowia. Pielęgniarki żądają po półtora tysiąca złotych więcej i lepszych warunków pracy. Resort oferuje maksymalnie po kilkaset złotych i to stopniowo, do 2017 roku.
20 procent wzrostu wynagrodzeń - uważam, że jest to propozycja, nad którą trzeba się pochylić. Pielęgniarki żądają takiej wysokiej kwoty (1500 zł podwyżki "na rękę" - red.), natomiast możliwości Narodowego Funduszu Zdrowia - bo trzeba pamiętać, że głównie z tego źródła finansujemy ochronę zdrowia w Polsce - są dużo niższe - powiedział reporterowi RMF FM Mariuszowi Piekarskiemu Cezary Cieślukowski z Ministerstwa Zdrowia.
Według pielęgniarek, oferta 20-procentowej, stopniowej podwyżki do 2017 roku to żadne rozwiązanie. My żądamy tu i teraz. W 2017 roku znakomita część pielęgniarek odejdzie od zawodu, a młodych nie zdążymy przeszkolić - podkreśla w rozmowie z naszym dziennikarzem szefowa OZZPiP Lucyna Dargiewicz i przestrzega, że za kilka lat czeka nas katastrofa.
Już teraz średnia wieku polskiej pielęgniarki wynosi 48 lat, a tych do 25. roku życia jest w Polsce zaledwie kilka procent.
Jak przekonuje Lucyna Dargiewicz, zachęcić nowe osoby do zawodu i zatrzymać obecne pielęgniarki przy łóżkach pacjentów mogą tylko godziwa płaca i zmiana warunków pracy. Obecnie pielęgniarki mają często pod opieką po 20-30 pacjentów.
Odejdą od łóżek. To narastało przez wiele rządów, ale w tej chwili jest już na granicy wytrzymałości - mówi Dargiewicz.
Brak porozumienia będzie oznaczał powtarzające się akcje protestacyjne, dwugodzinne strajki w kolejnych szpitalach aż po strajk generalny we wrześniu.
We wtorek miała miejsce pierwsza odsłona akcji protestacyjnej pielęgniarek i położnych. W niektórych placówkach odbył się strajk ostrzegawczy - siostry na dwie godziny odeszły od łóżek pacjentów. W wielu miejscach zorganizowano marsze i pikiety, protestujące zakładały również czarne koszulki z napisem: "zawód umierający".
Nie we wszystkich placówkach, w których organizacja związkowa uzyskała prawo do przeprowadzenia strajku ostrzegawczego, został on faktycznie przeprowadzony. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, strajki będą organizowane narastająco, bo zgodnie z prawem protest może przybrać taką formę tylko raz na całym etapie sporu zbiorowego z pracodawcą. Nie we wszystkich placówkach strajk można było zorganizować - jest to bowiem możliwe tylko wtedy, kiedy przebieg postępowania mediacyjnego uzasadnia ocenę, że nie doprowadzi ono do rozwiązania sporu. Dlatego w niektórych placówkach organizowano protesty w innej formie.
Na Mazowszu dwugodzinny strajk ostrzegawczy zorganizowano w dwóch szpitalach w regionie - w Kozienicach i w Mławie. Na dwie godziny przy pacjentach zostały tylko pielęgniarki oddziałowe. W jednym ze szpitali w Siedlcach pielęgniarki zorganizowały strajk włoski - polegał on na bardzo dokładnym wykonywaniu zadań i wyłącznie tych, które należą do zawodu pielęgniarki. W pozostałych placówkach w regionie pielęgniarki i położne założyły czarne koszulki z napisem "zawód umierający", rozdają też ulotki informacyjne i oplakatowały swoje zakłady pracy.
Na Podkarpaciu na dwie godziny od łóżek pacjentów odeszły pielęgniarki ze szpitala w Sanoku, placówka została też oplakatowana. Siostry z Leska, Brzozowa, Przemyśla (szpital wojewódzki), Niska i Tarnobrzega na znak protestu zorganizowały pikiety przed szpitalami lub starostwami.
W województwie śląskim na dwie godziny od łóżek pacjentów odeszły pielęgniarki w siedmiu szpitalach: w Katowicach, Jastrzębiu Zdroju, Wodzisławiu Śląskim, Raciborzu, Knurowie i Czeladzi, Rudzie Śląskiej i Lublińcu. Protest, choć w innych formach - np. przez oflagowanie placówek i rozdawanie ulotek informacyjnych, zorganizowano jednak we wszystkich placówkach w regionie, m.in. w Mikołowie, Dąbrowie Górniczej, Mysłowicach, Piekarach Śląskich, Zabrzu, Częstochowie, Jaworznie, Chorzowie i Siemianowicach Śląskich.
W Podlaskiem od łóżek pacjentów odeszły pielęgniarki w Uniwersyteckim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Białymstoku. Protestujące wyszły przed placówkę z transparentami: "Ciężka praca, godna płaca", "Żądamy dofinansowania szpitali publicznych", "Żądamy szacunku i godnej pensji".
W Świętokrzyskiem dwugodzinny strajk ostrzegawczy odbył się w trzech szpitalach: w Skarżysku-Kamiennej, Czerwonej Górze i Staszowie. Reszta placówek została oflagowana, pielęgniarki ubrane były w czarne podkoszulki, do ubrań miały przypięte plakietki z hasłem: "popieram strajk".
Na godzinę odeszły od łóżek pacjentów pielęgniarki w szpitalu w Drezdenku w Lubuskiem. W pozostałych lecznicach ruszyła akcja informacyjna z wykorzystaniem plakatów i ulotek.
W Pomorskiem nie zaplanowano żadnych akcji związanych z ogólnopolskim protestem, ale Komitet Obrony Pielęgniarek i Położnych w tym regionie rozpoczął akcję wizytacji wszystkich szpitali na Pomorzu. Również w Warmińsko-Mazurskiem w żadnym ze szpitali nie doszło do strajku ostrzegawczego - związkowcy są bowiem na etapie negocjacji z pracodawcami, a to formalnie wyklucza strajk. Solidaryzując się ze strajkującymi koleżankami, część pielęgniarek przyszła jednak do pracy ubrana na czarno.
Na Opolszczyźnie do protestu miały przystąpić pielęgniarki i położne ze wszystkich szpitali - nie odeszły one od łóżek pacjentów, założyły natomiast czarne koszulki. Strajków ostrzegawczych nie zorganizowano również na Dolnym Śląsku, w Wielkopolsce, Łódzkiem ani Kujawsko-Pomorskiem. Protest przyjął tam inne formy.
W centrum Lublina pielęgniarki protestowały ubrane w czepki i czarne koszulki z napisami "protest". Przyniosły transparenty z hasłami: "Pielęgniarki i położne cenione w Europie - złem koniecznym w kraju", "Z braku pielęgniarek i położnych będą zamykane szpitale". W Krakowie na Rynku Głównym protestowało - według szacunków policji - 700 pielęgniarek i położnych z całej Małopolski. Ubrane na czarno kobiety stały w milczeniu. Także w Szczecinie około stu pielęgniarek wzięło udział w proteście na jednym z placów w centrum miasta. Przyszły ubrane na czarno, w pielęgniarskich czepkach.