Ostatnie wydarzenia na Bliskim Wschodzie stawiają w trudnej sytuacji Stany Zjednoczone. Z jednej strony Waszyngton jest tradycyjnym partnerem i sojusznikiem Izraela, z drugiej strony chce pozostać mediatorem w konflikcie palestyńsko-izraelskim.
Stany Zjednoczone w reakcji wobec walki Izraela z terroryzmem stąpają po cienkiej linie – pisze dzisiejszy „The New York Times”. Biały Dom przyznał wczoraj, że Izrael ma prawo bronić się, zaprzeczył jednak by prezydent USA zachęcał Ariela Szarona do podjęcia akcji militarnej. Waszyngton podkreśla, że Jasr Arafat musi czynem udowodnić swą gotowość i zdolność do walki z terroryzmem, nadal jednak nie przestaje uważać go za partnera do negocjacji pokojowych. Z jednej strony Stany Zjednoczone powinny czuć się zobowiązane do wsparcia walki Izraela z Hamasem i Dżihadem – organizacjami wymienionymi przez George’a Busha jako terrorystyczne – z drugiej strony wyraźne zaangażowanie mogłoby pogrzebać szanse USA na odegranie roli mediatora w konflikcie. Prezydent Bush, który wczoraj nie wypowiadał się publicznie, ogłosi dziś zamrożenie aktywów największej islamskiej fundacji charytatywnej w Stanach Zjednoczonych i dwóch arabskich instytucji finansowych. Wszystkie podejrzewa się o finansowe wspieranie Hamasu. Nieoficjalnie Biały Dom przyznaje, że to posunięcie było planowane już wcześniej.
08:15