Sześciu lub siedmiu zachodnich pacyfistów zdołało zmylić izraelskich żołnierzy otaczających Bazylikę Narodzenia Pańskiego w Betlejem i wślizgnęło się do środka świątyni.
Należą oni do tej samej grupy, która w ubiegłym miesiącu wdarła się do kwatery głównej Jasera Arafata w Ramallach i przez następne tygodnie, aż do wczoraj pełniła rolę żywych tarcz. W Betlejem pacyfiści chcą odegrać podobną rolę i wymusić na Izraelu ustępstwa.
Tymczasem uwolnienie z aresztu domowego lidera Autonomii Palestyńskiej nie zwiększyło nadziei na szybkie zakończenie aktów przemocy, trwających od wielu miesięcy na Bliskim Wschodzie. Ani ze strony izraelskiej, ani palestyńskiej nie słychać pojednawczego tonu. Arafat mógł wreszcie swobodnie wyjechać z Ramallach po tym, jak izraelska armia zakończyła oblężenie jego głównej kwatery. Premier Ariel Szaron dał jednak do zrozumienia, że jeśli palestyński przywódca opuści tereny Autonomii, będzie miał problemy z powrotem.
W Betlejem nadal panuje napięta sytuacja. Dziś doszło do kolejnej strzelaniny. Izraelscy snajperzy zabili członka palestyńskich sił bezpieczeństwa, ukrywającego się w Bazylice Narodzenia Pańskiego. Trzej inni zostali ranni. Świątynię już od miesiąca okupują uzbrojeni Palestyńczycy, którzy wdarli się tam, uciekając przed izraelską ofensywą.
Betlejemski impas próbuje przełamać wysłannik papieski, który spotkał się dziś z prezydentem Izraela, Mosze Kacawem.
18:05