Kuriozalna odpowiedź Ministerstwa Zdrowia w sprawie Taliximunu - leku, którego nie mogą kupić pacjenci po przeszczepach. Wynika z niej, że resort zbagatelizował problem. Jak ujawniliśmy wczoraj, dopiero w marcu należy spodziewać się dostawy środka do aptek. Z kolei jak dowiedział się nasz reporter od prawnika, specjalizującego się w tematach medycznych, pacjenci, którzy muszą dopłacić do kuracji z własnej kieszeni, bo nie mogli znaleźć w aptekach tanich, refundowanych leków, mają szansę na zwrot pieniędzy.

REKLAMA

Z pisma, które przysłali nam ministerialni urzędnicy wynika, że resort dowiedział się o problemie dopiero 22 stycznia tego roku. Od tego dnia sprawę mieli zgłaszać telefonicznie pacjenci. Co ciekawe w Faktach RMF FM już tydzień wcześniej, dokładnie 15 stycznia, alarmowaliśmy, że leku nie ma i nie wiadomo kiedy będzie.

Resort informuje także, że już po telefonach od pacjentów miał ustalić, iż lek jest dostępny w siedmiu hurtowniach. Należy podkreślić, że informacje o dostępności produktu przekazano bezpośrednio zainteresowanym pacjentom - czytamy w piśmie od Mileny Kruszewskiej, rzecznik resortu zdrowia. Warto jednak zaznaczyć, że klientami hurtowi farmaceutycznych są apteki, a nie zwykli pacjenci. Co więcej, nie każda apteka może z marszu, w dowolnej hurtowni złożyć zamówienie na dowolny lek.

Ministerstwo Zdrowia wreszcie informuje, że producent dostarcza liczbę opakowań zgodną ze złożonymi wcześniej deklaracjami. Złożona deklaracja dostaw na rok 2016 nie odbiegała od deklaracji złożonych dla tego leku na rok 2015 - pisze Kruszewska. Nie wspomina jednak o fakcie, że w zeszłym roku pacjenci mieli do dyspozycji jeszcze inne refundowane leki z tą samą substancją czynną. Z nowym rokiem to właśnie Ministerstwo Zdrowia pozbawiło ich tej możliwości, wprowadzając zmiany na liście leków refundowanych. Warto też przypomnieć, jak powód kłopotów z dostępnością do leku opisała nam druga strona tej sprawy: Na początku roku 2016 odnotowano znamienne zwiększenie zapotrzebowania na produkt leczniczy Taliximun, kilkudziesięciokrotnie przekraczający przeciętne zapotrzebowanie w poprzednim okresie oraz planowane wielkości dostaw - przyznał RMF FM pełnomocnik podmiotu odpowiedzialnego dla leku Taliximun.

Wspomniane leki, które zniknęły z listy refundacyjnej, oczywiście nie zniknęły z rynku, o czym zresztą rzecznik Ministerstwa Zdrowia przypomina pacjentom. Jednocześnie uprzejmie informuję, że oprócz leku Taliximun istnieje jeszcze 5 innych leków, które zawierają substancję czynną takrolimus. Zgodnie z art. 2 punkt 13 ustawy refundacyjnej za odpowiednik leku uważa się lek zawierający tę samą substancję czynną oraz mający te same wskazania i tę samą drogę podania przy braku różnic postaci farmaceutycznej. Resort nie otrzymał sygnałów dotyczących problemów z dostępnością dla pozostałych produktów leczniczych zawierających substancję czynną takrolimus - czytamy w odpowiedzi na nasze pytania.

To racja, problemu z pozostałymi lekami nie ma, bo... nie są refundowane i pacjenci nie chcę ich kupować po wielokrotnie zawyżonych - z ich punktu widzeniach - cenach. Nie chcą, ale też - jak zaznacza nasz reporter, czasami nie mają wyboru, bo przerwanie kuracji może skutkować odrzutem przeszczepionego narządu. Dlatego jeden z nierefundowanych leków musiał w tym tygodniu kupić pan Przemysław z okolic Pasłęka. W aptece zostawił prawie 350 złotych. Zamiast 24 opakowań przypisanych przez lekarza kupił 8, bo na więcej nie było go stać. Tego jednego preparatu wystarczyć ma mu teraz na mniej więcej miesiąc. Wcześniej, za podobną kwotę kupował ten i inne leki, i to na aż 3 miesiące.

Pieniądze będzie można odzyskać?

Jest jednak szansa na odzyskanie pieniędzy przez pacjentów, którzy musieli dopłacić do kuracji z własnej kieszeni, bo nie mogli znaleźć w aptekach tanich, refundowanych leków.

Najpierw należy złożyć do sądu pozew, w którym dokładnie opisana zostanie sytuacja. Trzeba w nim napisać, że chodzi o zwrot różnicy w cenach między niedostępnych lekiem refundowanym, a tym, który rzeczywiście pacjent kupił.

Sąd będzie musiał zająć się sprawą w oparciu o kodeks cywilny. Prawo farmaceutyczne nie przewiduje bowiem sytuacji, w której jakiegoś refundowanego leku, kluczowego dla danej choroby, nie ma w obrocie.

Ktoś za to ponosi winę, na pewno nie pacjent. Albo producent albo ministerstwo zdrowia - tłumaczy adwokat Piotr Bartecki. Tego winnego, po przesłuchaniach pacjenta, przedstawicieli ministerstwa i firmy farmaceutycznej, powinien wskazać sąd. Prawnik zaznacza jednak, że to teoria i że o takim procesie w Polsce nie słyszał.

(mal, abs)