Jeśli w tym sezonie turystycznym upadnie jakieś biuro podróży, to urzędnicy nie ściągną już do kraju pozostawionych za granicą klientów biura. Taką decyzję podjęli właśnie wspólnie marszałkowie województw. To efekt ich sporu z rządem po ubiegłorocznej serii bankructw biur podróży. Resort sportu liczy jeszcze, że marszałkowie zmienią zdanie. Chce rozmawiać z nimi w przyszłym tygodniu.
Decyzję marszałkowie podjęli właśnie teraz, bo mamy akurat szczyt sprzedaży letnich wyjazdów i - jak mówi marszałek Mazowsza Adam Struzik - rząd ma jeszcze kilka miesięcy, by znaleźć w tej sytuacji rozwiązanie.
Ktoś musi wyraźnie określić, kto ma sprowadzać (klientów upadłych biur do kraju) i kto ma za to zapłacić - mówi Struzik. Na pytanie, czy będzie gotów zostawić turystów samych sobie na plaży, pyta retorycznie: Za co mam ich sprowadzać, jakimi narzędziami?
Po wakacjach 2012 marszałkowie województw, którzy zdecydowali się sprowadzić do Polski klientów upadłych biur podróży, zostali z fakturami na kilkaset tysięcy złotych. Ubezpieczenia biur okazały się bowiem za małe, by pokryć koszty tych operacji. Pieniędzy nie chcieli też zwrócić marszałkom ani wojewodowie, ani minister finansów, ani minister sportu i turystyki. Co więcej, izby obrachunkowe uznały, że marszałkowie nie mogą wydawać pieniędzy na nie swoje zadania.
Obecnie nie ma instytucji, która powinna zająć się sprowadzeniem do kraju klientów upadłego touroperatora. Gdyby w tej chwili doszło do bankructwa i niewypłacalności biura podróży, turystów zapewne musiałyby ściągać do kraju w trybie alarmowym służby konsularne. Resort sportu dopiero pracuje nad nową ustawą, która jasno określi, kto odpowiada za sprowadzenie turystów w takiej kryzysowej sytuacji i co robić, gdy zabraknie pieniędzy.W przyszłym tygodniu z marszałkami województw chce spotkać się minister sportu. Zamierza ich przekonywać, by dalej zajmowali się turystami upadłych biur podróży. Będziemy przekonywać marszałków, by nie burzyć praktyki, która dobrze funkcjonowała - mówi rzeczniczka ministerstwa Katarzyna Kochaniak. Rzeczywiście nie jest zapisane precyzyjnie, że to zadanie marszałka, ale jest mowa, że to marszałek dysponuje gwarancją ubezpieczeniową biura. Pracując nad nową ustawą o Funduszu Gwarancyjnym, musimy to doprecyzować - dodaje.
Problem w tym, że resort Joanny Muchy pracuje nad nową ustawą już wiele miesięcy i są bardzo małe szanse na to, że nowe przepisy wejdą w życie przed wakacjami, a więc szczytem wycieczkowym. My cały czas nad tym pracujemy. Proces legislacji trwa. Trudno mi jest powiedzieć, czy to będzie trwało dwa, trzy, pięć czy osiem miesięcy - przyznaje Kochaniak.
Jest więc bardzo prawdopodobne, że w wakacje wciąż będzie istnieć luka prawna, a turyści nie będą mogli czuć się bezpiecznie. Nie będą mieli gwarancji, że w przypadku bankructwa biura podróży ktoś zapłaci za ich nocleg i wyczarteruje samolot powrotny.