Zawodowy żołnierz z Ukrainy i lekarz pogotowia ratunkowego trafił do ostrowskiego szpitala z amputowaną ręką. Pokój dzieli z czwórką innych żołnierzy, którzy także zostali ranni na wojnie w Ukrainie. "Wszyscy się nimi opiekujemy najlepiej, jak potrafimy" – powiedział dyrektor szpitala w Ostrowie Wlkp. Dariusz Bierła.

REKLAMA

Ukraiński lekarz pogotowia, 29-letni Edward (nazwiska nie podajemy ze względu na bezpieczeństwo jego bliskich - przyp. red.) został ranny 17 marca podczas nalotu na jednostkę wojskową pod Charkowem. Wtedy trafiła w nas rakieta iskander i straciłem lewą rękę do łokcia - powiedział.

Mężczyzna sam sobie założył opaskę uciskową. Choć paliła się na nim odzież, uratował jeszcze dwóch innych żołnierzy. Doznał poparzenia twarzy i brzucha.

W sali szpitalnej leżą z nim m.in. 45-letni Asan i 48-letni Serhiej. Pierwszy doznał poważnej rany postrzałowej nogi. Pomimo tego, wypytuje lekarzy, jak długo będzie przebywał w szpitalu. Mówi, że chce wrócić na front i walczyć.

Drugi pamięta tylko bombardowanie i potem wiszący łokieć ręki - powiedział lekarz ortopeda z Ukrainy Bogdan Marko, który pracuje w ostrowskim szpitalu i opiekuje się rannymi. Jestem dla nich tłumaczem, psychologiem i opiekunem - stwierdził. Dodał, że "oni potrzebują teraz możliwości wygadania się. Choć są żołnierzami, to łzy są teraz codziennością. Ale wiara w zwycięstwo Ukrainy jest u nich bardzo silna" - zapewnił.

Ranni żołnierze wymagają wielokrotnych operacji

Kierownik ortopedii i traumatologii narządu ruchu dr n. med. Mirosław Falis wyjaśnił na konferencji prasowej, że "ukraińscy pacjenci doznali ciężkich uszkodzeń postrzałowych, wymagają wielokrotnych operacji, identyfikacji struktur naczyniowo-nerwowych i zespalania złamań".

Zdaniem lekarza, opieka medyczna nad rannymi jest "olbrzymim wysiłkiem nie tylko dla nas, jako chirurgów, ale też zespołu pielęgniarskiego i rehabilitantów. Nie ukrywamy, że jest to dla nas wyzwanie, ale na chwilę obecną stan pacjentów i ich kondycja psycho-fizyczna dają nam dużą satysfakcję" - powiedział. Przyznał jednak, że nie mógł obiecać rannym żołnierzom, że zostaną przywróceni do pełnej sprawności. Oni są wdzięczni za to, że żyją, że mają rany, które się goją. Są realistami i wiedzą, jakich urazów doznali - poinformował.

Ostrowska lecznica pomaga od wybuchu wojny

Ostrowska lecznica od początku wybuchu wojny w Ukrainie aktywnie włączyła się w pomoc humanitarną na rzecz sąsiadów. W ciągu ostatniego miesiąca zorganizowaliśmy dwa konwoje z pomocą humanitarną dla zaprzyjaźnionego szpitala we Lwowie. Dostarczyliśmy tam karetkę pogotowia z pełnym wyposażeniem medycznym i lekami o wartości 200 tys. zł - powiedział dyrektor Dariusz Bierła.

Szpital aktywnie włączył się również w udzielanie świadczeń medycznych uchodźcom przebywającym na terenie powiatu ostrowskiego. "Przez nasze ręce przewinęło się kilkuset uchodźców potrzebujących medycznej pomocy" - powiedział Bierła.
Ponieważ w ostrowskim szpitalu znajduje się dziecięcy oddział leczenia oparzeń, do placówki trafiają też ukraińskie dzieci z całej Polski.

Teraz walczymy o roczną Ukrainkę Evę z bardzo rozległym poparzeniem ciała, na którą z garnka wylał się wrzątek
- powiedział dr n. med. Witold Miaśkiewcz, kierownik oddziału chirurgii i traumatologii dziecięcej z pododdziałem leczenia oparzeń. Robimy wszystko, co możemy, na razie trudno mówić o rokowaniach - wyznał.

Placówka medyczna - jak poinformował jej szef - podjęła się aktywizacji zawodowej obywateli Ukrainy, którzy posiadają wykształcenie medyczne. Ostatnio w ostrowskim szpitalu pracę rozpoczęło 12 ukraińskich pielęgniarek, położna i trzech lekarzy. Jesteśmy w trakcie nostryfikacji dyplomów lekarzy z Ukrainy, którzy zechcieli u nas docelowo pracować - powiedział Bierła.