Będzie kontrola w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Będzinie. Prezydent miasta powołał już specjalny zespół, który zajmie się sprawą. Kontrola ma związek ze zniknięciem, a potem śmiercią 1,5-rocznego Szymona, którego ciało znaleziono dwa lata temu w Cieszynie. Od wczoraj wiemy, że za jego śmierć odpowiadają rodzice.
Sprawdzić trzeba przed wszystkim, czy kontrolując rodzinę Beaty Ch. i Jarosława R. pracownicy MOPS-u nie popełnili błędu i czegoś nie zaniedbali. Pierwsze kontakty z nimi ośrodek pomocy miał w 2008 i 2009 roku. Wówczas rodzina starała się o zapomogę; chłopiec jeszcze wtedy żył, a sytuacja domowa nie budziła wątpliwości.
Latem 2010 roku MOPS otrzymał kolejny sygnał (teraz wiemy, że wówczas dziecko już nie żyło). Wówczas pracownicy ośrodka oraz straż miejska próbowali skontaktować się z rodziną; chłopiec nie miał bowiem obowiązkowych szczepień. Z Beatą Ch., ani z Jarosławem R. nie udało im się spotkać - mieszkanie było bowiem bardzo często zamknięte. Wiadomo jednak, że rodzina odbierała urzędowe wezwania. Kilka miesięcy później kobieta przyszła na szczepienie i miała ze sobą chłopca.
Ostatni sygnał odebrany przez MOPS to czerwiec tego roku. Otrzymaliśmy anonimowy telefon od kobiety, która podawała się za sąsiadkę tejże rodziny, z informacją, że chłopiec nie jest widywany w miejscu zamieszkania - rzeczniczka Urzędu Miasta w Będzinie Agnieszka Siemińska.
Czy na pewno była to sąsiadka, a może ktoś inny - będzie wyjaśnić policja.
Dziś poznamy wyniki badań DNA, które ostatecznie potwierdzą, że zatrzymani mieszkańcy Będzina to rodzice Szymona. Oboje wczoraj przyznali w prokuraturze, że to ciało ich dziecka zostało wyłowione ze stawu w Cieszynie.
Kobieta usłyszała zarzut zabójstwa, mężczyzna odpowie za to, że nie pomógł rannemu dziecku. Wczoraj podczas spotkania z prokuratorami 40-latka nie przyznała się do zabicia dziecka. Twierdziła, że śmierć nastąpiła w wyniku nieszczęśliwego wypadku. W jaki sposób, dokładnie nie wiadomo, bo rzeczniczka bielskiej prokuratury nie zdradziła żadnych szczegółów.
Treść wyjaśnień jest na razie niedostępna dla mediów. Nie jest to czas, w którym można ujawnić wersję zdarzeń przedstawioną przez podejrzaną. (...) Zarzut zabójstwa został podtrzymany. Będzie weryfikowany w oparciu o wyjaśnienia, będą słuchani biegli, będą wykonywane różne czynności procesowe, które mają na celu wyjaśnienie sprawy - powiedziała rzeczniczka bielskiej Prokuratury Okręgowej Małgorzata Borkowska.
Ze śledczymi spotkał się wczoraj także konkubent zatrzymanej kobiety. Mężczyzna nie usłyszał jeszcze zarzutów, ale - jak poinformowała prokuratura - przedstawiony zostanie mu zarzut nieudzielenia pomocy dziecku. 41-latek może spędzić w więzieniu do 5 lat. Kobiecie grozi 25 lat więzienia lub dożywocie.
Prokurator jeszcze wczoraj wystąpił z wnioskiem o aresztowanie rodziców Szymona. Jak argumentowała rzeczniczka, oboje mogą próbować mataczyć i ukrywać prawdę. Te osoby skutecznie przez ponad dwa lata ukrywały się przed organami ścigania i starały się zatrzeć ślady zbrodni" - tłumaczyła Borkowska. Dziś sprawą aresztu zajmie się sąd.
Przypomnijmy, że po odnalezieniu ciała chłopca policja sprawdzała wszystkie rodziny z małymi dziećmi. Byli też u tej rodziny z Będzina. Jak to się stało, że niczego nie zauważyli? W domu miało być troje dzieci, czyli dwie dziewczynki i kilkuletni chłopiec. I tyle właśnie dzieci tam było.
Nieoficjalnie wiadomo, że najprawdopodobniej pokazywanym policji chłopcem, który miał być wtedy Szymonem, w rzeczywistości był syn dorosłej już córki Beata Ch. (z pierwszego małżeństwa). Wówczas jednak policja nie mogła tego wiedzieć, zwłaszcza że wiek chłopców był zbliżony.
Rodziną znowu zainteresowano się, kiedy anonimowa osoba zawiadomiła MOPS, że od dawna nie widziała chłopca. O sprawie została powiadomiona policja. Kiedy funkcjonariusze odwiedzili wskazane mieszkanie, zastali w nim tylko ojca. Mężczyzna powiedział, że matka jest razem z dziećmi w Mysłowicach, gdzie opiekuje się chorym ojcem. Przedstawiciele tamtejszego MOPS-u ustalili, że kobieta rzeczywiście była u ojca, ale tylko raz i w towarzystwie dwóch córek, bez syna.
Prawdziwy alarm zaczął się, kiedy najpierw odkryto, że rodzice mają pod opieką tylko dwie dziewczynki, a potem kiedy rodzina nagle zniknęła.
Zatrzymani od kilku dni byli poszukiwani. W sobotę późnym wieczorem wrócili do swego mieszkania w Będzinie. Wówczas sąsiedzi zawiadomili policję. Domniemani rodzice chłopca zostali zatrzymani.
To zupełnie przeciętna rodzina, która dotychczas nie zdradzała niczego niepokojącego - mówią przedstawiciele będzińskiego magistratu. Według wywiadów środowiskowych, rodzina nie budziła zastrzeżeń. Dzieci były zadbane, czyste i zdrowe, a mieszkanie schludne i dobrze wyposażone. Rodzina nie była objęta nadzorem kuratorskim - powiedziała rzeczniczka Urzędu Miasta w Będzinie Agnieszka Siemińska.
Zwłoki dziecka zauważyli 19 marca 2010 roku w stawie na obrzeżach Cieszyna dwaj przechodzący w pobliżu chłopcy. Ciało leżało tam kilka dni. Przyczyną śmierci był uraz jamy brzusznej. Pod koniec kwietnia chłopiec został pochowany w Cieszynie.
Pod koniec kwietnia w tym roku bielska Prokuratura Okręgowa umorzyła śledztwo w sprawie śmierci chłopca o nieznanej tożsamości. Nie wykryto sprawców przestępstwa.