Były esbek nie jest już ekspertem sejmowej komisji ds. rzekomych nacisków na służby specjalne. Tę informację potwierdził reporterce RMF FM szef tej komisji Andrzej Czuma z PO. Emerytowany pułkownik Jerzy Stachowicz zrezygnował po wstrząsającym artykule w najnowszym „Tygodniku Powszechnym”. Jednocześnie nie wykluczył, że poda gazetę do sądu.
Posłowie PiS-u, którzy jako jedyni sprzeciwiali się powołaniu Jerzego Stachowicza na eksperta komisji teraz nie kryją satysfakcji. Zapowiedzieli nawet, że rozważą wniosek o odwołanie szefa komisji Andrzeja Czumy z PO, który poparł kandydaturę Stachowicza. Na ile realne jest odwołanie Czumy posłuchaj w relacji reporterki RMF FM Agnieszki Milczarz:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Zanim jeszcze odbyło się głosowanie nad kandydaturą Stachowicza, o jego esbeckiej przeszłości posłów Platformy ostrzegali nie tylko posłowie PiS, ale również znani krakowscy opozycjoniści, którzy mieli z pułkownikiem do czynienia w latach 80. Pisali do szefa komisji, że pułkownik groził im, iż żywi z więzienia nie wyjdą. Szef komisji Andrzej Czuma oparł się głównie na pozytywnej opinii z weryfikacji Stachowicza przesłanej przez ABW. Listy opozycjonistów - choć jak twierdzi nie miał powodów by im nie wierzyć – schował głęboko do szuflady:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Dla PiS rzecz jest nie do przyjęcia. „To skandal” – mówi członek komisji Jacek Kurski i już zapowiada, że PiS być może rozważy ewentualny wniosek o odwołanie Czumy z funkcji przewodniczącego komisji.
Jak napisał ”Tygodnik Powszechny”, w 1986 r. Stachowicz rozbił w Krakowie grupę "terrorystów" - działaczy radykalnej opozycji, którzy na 1 maja chcieli rozproszyć wiec partyjny, wystrzeliwując na Rynku kilka granatów łzawiących, takich samych, jakie milicja stosowała podczas pacyfikowania demonstracji. Stachowicz był bardzo skuteczny - po śledztwie troje studentów musiało podjąć leczenie psychiatryczne.
Gazeta dotarła do szczegółów wstrząsającej historii z połowy lat 80., dotychczas szerzej nieznanej, w której udział brał Jerzy Stachowicz. W grudniu 1985 r. Służba Bezpieczeństwa i milicja prowadziły w Krakowie zakrojone na szeroką skalę śledztwo w sprawie przecięcia 30 pasków klinowych w stojących w zajezdni autobusach MPK. Sprawę potraktowano jak zamach terrorystyczny. Stachowicz prowadził przesłuchania obu podejrzanych. Według relacji jednego z nich, esbek zorganizował klasyczne „pranie mózgu” - minimum snu, kilkunastogodzinne przesłuchania przez siedem dni w tygodniu, zakaz kontaktu z ciężarną żoną.
Organizator akcji otrzymał karę 5 lat więzienia, drugi skazany na 1,5 roku - z niewiadomych przyczyn był w więzieniu prześladowany i bity. Zmienił się we wrak człowieka. Na skutek ciężkiej choroby nerwowej otrzymał przerwę w wyroku. Po otrzymaniu kolejnego wezwania do odbycia kary popełnił w lutym 1989 r. samobójstwo.
Dziennikarze RMF FM rozmawiali ze współautorem tekstu. Stachowicz był zimny, bezwzględny. On nie bił. On po prostu był dobrym specjalistą od wyciskania i łamania ludzi - stwierdził Michał Olszewski, cytując wspomnienia jednego z działaczy opozycji z lat 80. Posłuchaj:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Obecnie Stachowicz jest emerytowanym oficerem Agencji Bezpieczeństwo Wewnętrznego. Po 1989 r. został kilka razy pozytywnie zweryfikowany. W 2003 r. otrzymał z rąk prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Srebrny Krzyż Zasługi.
Artykuł pokazuje ciąg zdarzeń, które doprowadziły do tragicznego finału, a w których do dzisiaj ekspert sejmowej komisji odegrał znaczącą rolę.