„Rodzice dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 53 przy ul. Skośnej w Krakowie boją się, że z powodu przepełnienia od września uczniowie będą tam przebywać w warunkach, które zagrażają zdrowiu i bezpieczeństwu” – pisze „Dziennik Polski”. Już teraz sytuacja w placówce nie wygląda najlepiej. Kiedy rodzice przychodzą po dzieci do świetlicy, nauczycielki wzywają je przez megafon, ponieważ normalnego wołania nie słychać.

REKLAMA

Rodzice powiadomili już rzecznika praw dziecka i szefową MEN o niepokojącej sytuacji w placówce. Jak pisze "Dziennik Polski", domagają się powiększenia szkoły poprzez dostawienie modułów albo wynajęcia lokalu w bezpośrednim sąsiedztwie.

"Mała szkoła przy Skośnej już teraz jest zatłoczona, uczy się w niej około 700 dzieci. Od września może ich być o 200 więcej. Spowodowane jest to wejściem w życie obowiązku szkolnego dla sześciolatków, a także faktem, że na rozbudowujący się Ruczaj przeprowadza się coraz więcej rodzin" - pisze "DP".

"Zmęczone kończącym się dniem, hałasem i chaosem panującym na świetlicy, 6-, 8-letnie dzieci będą musiały rozpocząć naukę około godz. 15, przyswajać wiedzę i koncentrować się na szkolnych obowiązkach aż do godz. 18.50. System trójzmianowy stanowi problem nie tylko organizacyjny szkoły, ale przede wszystkim dezorganizuje życie i normalne funkcjonowanie rodziny. W takiej sytuacji kontakt rodzica z dzieckiem zostanie ograniczony do minimum" -_napisali rodzice w piśmie do Katarzyny Cięciak, wiceprezydent Krakowa ds. edukacji.

Jak pisze "Dziennik Polski", uczniowie zatłoczonej podstawówki wymyślili żart o szkole, który dobrze oddaje panujące tam warunki. Twierdzą, że nie można w niej zemdleć, bo jest taki ścisk, że nie da się przewrócić.

W "Dzienniku Polskim" także:

- Podwładni nadal oskarżają komendanta o mobbing

- Biegli uderzają opinią w Bogdana Klicha

(MN)