70 ton niebezpiecznych odpadów z Salwadoru nie będzie unieszkodliwionych w zakładzie przetwarzania w Dąbrowie Górniczej. Taką decyzję podjął szef międzynarodowej firmy zajmującej się utylizacją. Wcześniej rozmawiał w tej sprawie z wiceministrem środowiska. Śmieci zostaną cofnięte do Salwadoru, bądź trafią do innego państwa Unii Europejskiej.
W zakładzie miały być unieszkodliwione niebezpieczne odpady pochodzenia rolniczego, zawierające m.in. środki ochrony roślin, czyli pestycydy. Zarówno od strony organizacyjnej, jak i samego procesu utylizacji, wszystko było zgodnie z przepisami.
Śmieci z Salwadoru w opakowaniach jednostkowych i zbiorczych trafią do hali magazynowej i w tych opakowaniach już bezpośrednio do pieca - zapewniała naszego reportera przedstawicielka zakładu.
Jednak ta perspektywa wzbudziła liczne protesty mieszkańców Dąbrowy Górniczej oraz ekologów.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Mimo bezpiecznego działania firmy, nie udało się rozwiać obaw opinii publicznej - zwrócił uwagę minister środowiska Maciej Grabowski.
Potrzebujemy w Polsce większego zaufania do działań inspekcji ochrony środowiska. Wojewódzcy inspektorzy są odpowiednio przygotowani merytorycznie oraz dysponują profesjonalnym sprzętem, który pozwala im na bieżąco kontrolować wrażliwe instalacje, badać stan środowiska i odpowiednio reagować na zagrożenia - powiedział Grabowski.
Minister zapewnił, że cała procedura związana z odpadami z Salwadoru - od wydania decyzji, poprzez zabezpieczenie transportu, aż po planowane unieszkodliwienie - była właściwie monitorowana i prowadzona przez inspektorów ochrony środowiska. Nie mam co do tego wątpliwości. Wszystkie formalności i zasady bezpieczeństwa zostały dochowane, a unieszkodliwienie odpadów nie wywarłoby negatywnego skutku na ludzi i środowisko. Ponadto warto zaważyć, że procedura była transparentna - opinia publiczna miała szeroki dostęp do informacji o transporcie - podkreślił.
W firmie w Dąbrowie Górniczej, na razie nie komentują decyzji prezesa, bo nic o niej wcześniej nie wiedzieli. Jutro w tej sprawie zaplanowano spotkania m.in. z władzami Dąbrowy Górniczej i mieszkańcami.
Sprawa odpadów z Salwadoru stanęła też na sesji Sejmiku Województwa Śląskiego. Członek zarządu tego regionu Kazimierz Karolczak (SLD) - nie wiedząc jeszcze, że niebezpieczny ładunek nie trafi do Dąbrowy Górniczej - odpowiadał na pytania radnych wyjaśniając, że organa środowiskowe województwa śląskiego wydały tzw. pozwolenie zintegrowane określające m.in. rodzaj i ilość odpadów, które mogą być spalane w instalacji spółki Sarpi Dąbrowa Górnicza, należącej do SARP Industries.
W naszej ocenie ta instalacja od 2003 r. funkcjonuje prawidłowo - mówił Karolczak dodając, że w związku z tym samorząd wojewódzki i jego instytucje nie mają możliwości wpływu na decyzje o pochodzeniu spalanych tam odpadów. Budzi to nasze zaniepokojenie. Nie mamy tu nic do powiedzenia, jesteśmy w tym zakresie w kontakcie z Głównym Inspektorem Ochrony Środowiska - relacjonował Karolczak. Akcentował, że przy dochowaniu procedur odpady nie powinny stanowić żadnego zagrożenia; zapowiedział też dokładne monitorowanie problemu.
Poruszający kwestię odpadów radny Michał Wójcik (Solidarna Polska) już po informacji ministra środowiska zwrócił uwagę, że mieszkańcy Strzemieszyc od lat mają problem z ogromnym zanieczyszczeniem. Warto pochylić się, czy rzeczywiście zachorowalność tam na pewne choroby zwłaszcza dzieci, odbiega od poziomów standardowych - wskazał. Warto pochylić się też, dlaczego samorząd, marszałek województwa nie może mieć większego wpływu na to, co sprowadza się do województwa. To jest złe, prawo powinno być zmienione w tym zakresie - uznał Wójcik.
Pod koniec listopada Główny Inspektor Ochrony Środowiska Andrzej Jagusiewicz informował, że zgodnie z wydanymi decyzjami do Polski z Salwadoru może trafić w sumie 300 ton odpadów niebezpiecznych. Mówił, że Salwador złożył gwarancję bankową na 90 tys. euro, która miałaby zabezpieczać ewentualne koszty związane np. z zanieczyszczeniem środowiska.
Zgodnie z Konwencją Bazylejską (o kontroli transgranicznego przemieszczania i usuwania odpadów niebezpiecznych) państwa OECD (czyli też Polska) powinny przyjmować takie odpady z państw spoza tej organizacji. Ma to zapewnić bezpieczniejszą ich utylizację bądź odzysk. Zgodnie z konwencją państwa OECD zobowiązały się też do niewysyłania swoich odpadów niebezpiecznych poza OECD.
Według informacji GIOŚ w 2013 r. do Polski trafiło w sumie ok. 77 tys. ton odpadów niebezpiecznych, głownie z UE. Decyzje pozwalały na przywóz ok. 230 tys. ton. Polska w tym czasie wyeksportowała ok. 32 tys. takich śmieci.
(pj)