Nuncjatura Apostolska potwierdza informacje naszego dziennikarza. Powodem ustąpienia arcybiskupa Andrzeja Dzięgi nie był - jak pisał on sam - stan jego zdrowia, ale decyzje podjęte po dochodzeniu w sprawie jego zaniedbań w kwestii ochrony małoletnich w Kościele. To zaś oznacza, że arcybiskup mijał się z prawdą w liście do kapłanów archidiecezji szczeciński-kamieńskiej.
Niemal dwa dni po tym, jak na stronach nuncjatury pojawił się enigmatyczny komunikat o przeniesieniu na emeryturę arcybiskupa Dzięgi, a także po jego liście, w którym wyjaśniał on, że odchodzi ze względu na stan zdrowia, nuncjatura doprecyzowała, że decyzje w jego sprawie zostały podjęte "w następstwie dochodzenia (...) w sprawie zarządzania diecezją, a w szczególności zaniedbań, o którym mowa w dokumencie "Vos est lex mundi". Ten prawniczy język oznacza, że arcybiskup nie odszedł na swoją prośbę, bo pogorszył mu się stan zdrowia (jak pisał w ujawnionym przez nas liście do księży archidiecezji szczeciński-kamieńskiej), ale został do dymisji zmuszony przez Stolicę Apostolską, a powodem było tuszowanie pedofilii w Kościele i chronienie jej sprawców, a także umożliwianie im dalszego działania.
Ten krótki komunikat oznacza, że nuncjatura jasno wskazała, że arcybiskup mijał się z prawdą w liście do kapłanów swojej diecezji. Dla uważnego obserwatora nie było tajemnicą, że moje siły pomniejszały się coraz bardziej w ostatnich dwóch, a nawet trzech latach. Ostatnie pół roku to jednak czas radykalnego osłabienia mojego stanu zdrowia. Dlatego jesienią stało się dla mnie oczywiste, że nadszedł także czas ustąpienia z urzędu. Ojciec Święty Franciszek przychylił się do mojej prośby i dzisiaj został ogłoszony fakt przyjęcia mojej rezygnacji - napisał arcybiskup Dzięga. Po wyjaśnieniach nuncjusza wiadomo już, że żegnając się z księżmi swojej archidiecezji arcybiskup minął się z prawdą odnośnie prawdziwych przyczyn swojego odejścia na emeryturę.
Zarówno pierwszy, bardzo enigmatyczny komunikat nuncjatury, jak i list arcybiskupa Dzięgi były szeroko komentowane, ale do ich treści nie odnieśli się polscy hierarchowie. Wyjątkiem jest czterech biskupów pomocniczych. Pierwszy był biskup pomocniczy z Tarnowa Artur Ważny. Brak mi słów... Pomieszane ze sobą gniew, złość, wstyd... Brak zgody. Modlę się... Jeszcze raz prezentuję "talerz skrzywdzonych". Tym razem publicznie. Solidaryzuję się z osobami skrzywdzonymi w Kościele. Znów niewidzianymi, dokrzywdzonymi... Modlę się za Was. I... przepraszam - napisał biskup na Facebooku.
A jego post udostępnili kolejni trzej biskupi. Deficyt prawdy rani po za raz kolejny i niestety głębszy. Wiem od zranionych - napisał biskup pomocniczy lubelski Adam Bab. Biskup pomocniczy legnicki dodał zaś od siebie: Modlę się za każdą osobę, która zamiast domu doświadcza w Kościele ran. Przepraszam, za sytuację gdy wynikają one z zaniedbania lub nadużycia władzy tych, którzy mają służyć. Myślę o wielu przestrzeniach poranienia i proszę Boga o uzdrowienie naszych serc przez prawdę i miłość.
I wreszcie niezmiernie ważny był wpis biskupa Grzegorza Suchodolskiego. Od siebie dodam tylko, że są wybory (moralne) ważniejsze niż wybory nawet najważniejszego prezydium; jest kapitał duchowy (Kościoła) ważniejszy o wiele niż stary lub nowy fundusz kościelny; jest prawda formująca (zwłaszcza młode pokolenie) bardziej niż jedna lub dwie godziny religii w tygodniu - napisał biskup Suchodolski. A te jego słowa, a konkretniej pierwsze zdanie, tłumaczą, dlaczego większość biskupów milczy. Otóż zbliżają się wybory - najpierw na przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, a później na sekretarza KEP. I to dlatego wielu biskupów, którzy nie chcą spalić swoich albo innych kandydatur, milczy. Biskup Suchodolski wprost, choć ostrożnie, to napisał.
To, jak można przypuszczać, dlatego ponad stu biskupów milczy.