Miłość. Podróż w czasie. Alternatywna historia Polski. Właśnie ukazuje się nowa powieść Zygmunta Miłoszewskiego zatytułowana "Jak zawsze". Tym razem autor znanych kryminałów o prokuratorze Szackim opisał historię małżeństwa, które przenosi się z teraźniejszości w lata 60. Jedną z inspiracji była książka "Warszawa niezainstniała" - mówi w RMF FM autor.
Katarzyna Sobiechowska-Szuchta: W tej książce jest Warszawa, w której nie ma Pałacu Kultury, w której opozycja tęskni za Rosją, w której przyjaźnimy się z Francuzami. Jak wymyśliłeś sobie właśnie taką alternatywną historię, i jaki wpływ na to miała książka o Warszawie, która nie zaistniała?
Zygmunt Miłoszewski: Faktycznie powieść dzieje się w trochę alternatywnej historii Polski i alternatywnej historii Warszawy. Co jest o tyle fajne, że chociaż nie jest to kryminał - w sensie, że nie ma trupa - to ciągle jest tu tajemnica, jest to książka o tajemnicy, jakiejś zagadce, o rzeczywistości, którą trzeba odkrywać. To jest ciut odmienna wizja polskiej historii. Jesteśmy, powiedzmy, po dobrej stronie żelaznej kurtyny. Warszawa też jest trochę inna. W moje ręce wpadła książka Jarosława Trybusia, dzisiaj dyrektora Muzeum Warszawy, w której opisał on plany przebudowy Warszawy przedwojennej. Tak zwany Paryż Wschodu czy Paryż Północy nie był ani Paryżem Wschodu, ani Paryżem Północy, bo Warszawa przedwojenna to była piekło. Ja wiem, że wszyscy, którzy marzą o tym Paryżu Północy, lubią myśleć, że mieszkaliby w 200 metrowych mieszkaniach na pierwszym piętrze przy ulicy Mokotowskiej...
Wszyscy chodziliby w garniturach i kapeluszach...
Tak, dokładnie. I chodziliby na bale w szalonych latach 30. Otóż nie. Wszyscy ci, którzy chcieliby mieszkać w przedwojennej Warszawie, mieszkaliby na 20 m2 z trzema innymi rodzinami, z grzybem na ścianach i z toaletą na podwórku. Tak mniej więcej wyglądała warszawska rzeczywistość i przed wojną o tym wiedzieli. Wiedzieli, że żeby Warszawa nadawała się do życia, to trzeba ją wyburzyć buldożerami i zbudować tak naprawdę w dużej mierze od nowa. Czyli zrobić to, co zrobiono w Paryżu w XIX wieku. I wtedy Warszawa mogłaby się stać Paryżem Północy. Także biorąc pod uwagę zburzenie w czasie powstania i po powstaniu i późniejszą odbudowę, to raczej Warszawa jest bardziej Paryżem Północy teraz, niż była przed wojną. Tak ideologicznie. Ta książka wpadła w moje ręce przez dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego, przez Janka Ołdakowskiego, który powiedział: słuchaj, fajnie byłoby napisać kryminał, który by się dział w takiej Warszawie niezaistniałej. Kryminału pisać nie chciałem, ale od dawna myślałem o romansie, czy o takiej powiedzmy historii miłosnej, która miałaby w sobie taką dużą tajemnicę. I pomyślałem: kurczę, czemu tego nie pożenić i nie zrobić historii - w tym wypadku pary - która może jeszcze raz przeżyć swoje życie. Książka zaczyna się od tego, że para - on ma 83-lata, a ona 78, świętuje 50. rocznicę dnia, kiedy pierwszy raz poszli ze sobą do łóżka. Oczywiście świętują ją intymnie i namiętnie i fizycznie...
Bardzo się wcześniej przygotowują...
Ten wiek wymaga już pewnych przygotowań. Nie można się tak po prostu rzucić na siebie. I kiedy się budzą to jest 1963 rok. On się budzi w swoim ciele 33-letnim, ona się budzi w swoim ciele 28-letnim...
Ale świadomość mają tą dawną...
Tak, mają świadomość tego, że poprzedniego dnia byli staruszkami w XXI wieku. No i pytanie, co zrobią. Budzą się właśnie w ciut odmiennej rzeczywistości Polski i w ciut odmiennej rzeczywistości Warszawy, gdzie dlatego, że Polska nie jest za żelazną kurtyną od 1947 roku, ta Warszawa została troszkę inaczej odbudowana. Częściowo zrealizowano właśnie plany przedwojenne, częściowo wykorzystano idee powojenne - takie urbanistyczne. A częściowo wprowadzono polski pierwiastek improwizacji i jakoś to będzie.
A wszystko z językiem francuskim w tle, ponieważ bardzo dużo się mówi po francusku, dużo się też jada po francusku, niektórzy mają paryski styl ubierana się.
Co byłoby naturalne. My już o tym zapomnieliśmy, że do czasu dominacji kultury anglosaskiej, Francja była naturalnym kierunkiem dla Polski i elity polskie zawsze były sfrancuziałe. Czy to w "Panu Tadeuszu" to patrzenie na Bonapartego, który przyjdzie i uratuje. Mało osób wie, ale generał De Gaulle naparzał się w Bitwie Warszawskiej z Sowietami. Nawet został ranny, dostał Virtutti Militari. Także te związki z Francją zawsze były. Czy Wielka Emigracja, która jechała do Paryża, jak Chopin czy Mickiewicz. Nie wspominając o polskich malarzach. I to był naturalny kierunek. Poza tym wyobraźmy sobie, że historia się potoczyła trochę inaczej. No to gdzie są nasze sojusze? Na pewno nie z Niemcami, po koszmarze wojny i okupacji, na pewno nie z Sowietami, którzy chcieliby nas po prostu połknąć jak bocian żabę. Czyli ta Francja jest jednak naturalnym kierunkiem. Ale nie możesz mówić za dużo... Bo choć to nie jest kryminał, to ciągle jest to powieść o tajemnicy i nie możemy jej opowiedzieć całej na antenie...
Nawet nie zamierzam, ale sam wspomniałeś, że to są bohaterowie, którzy przenoszą się w czasie i mogą zrobić coś w życiu jeszcze raz. Nie powiemy, czy zrobią tak jak zawsze, czy zrobią coś inaczej...
Nie powiemy, bo to jest takie pytanie, które chciałbym, żeby każdy z czytelników sobie zadał. Niezależnie od tego, czy ma lat 40, czy ma lat 80. Co by było, gdybym dostał nagle taką możliwość sprawdzenia w praktyce powiedzenie: gdyby młodość wiedziała, gdyby starość mogła. Czy podjąłbym te same decyzję, czy próbowałbym powtórzyć życie, które mam, czy wybrałbym jednak zupełnie coś innego...
Jeżeli chodzi o tę historie dwojga ludzi, na pierwszej stronie mamy dedykacje, która napisałeś dla rodziców. Czy rodzice - o ile oczywiście chcesz odpowiedzieć na to pytanie - byli w jakiś sposób konsultantami, a może rekonstruktorami tamtej rzeczywistości? Czy pomagały ci jakoś rozmowy z nimi na temat tamtych czasów?
Tak, oczywiście. Moi rodzice są troszkę młodsi od bohaterów książki. Mój tata ma 77 lat. Niedawno świętowaliśmy 70. mojej mamy. O oni byli dla mnie takim naturalnym źródłem informacji. (...) Przy okazji zachęcam wszystkich, którzy mają rodziców w podeszłym wieku, żeby naprawdę z nimi pogadali. Ja to traktowałem na początku tak na zasadzie: dobra zapytam, żeby nie było, że nie zapytałem. A mój tata przyszedł po prostu z notatkami, z dwoma zeszytami mówiąc: no dobrze, to tutaj spisałem różne swoje rzeczy zawodowe, a tutaj swoje różne rzeczy prywatne. I zaczyna opowiadać historię, która jest trochę jak film sensacyjny. (...) To jest historia, w której się odbija historia Polski, w której odbija się historia Europy. (..) Te rozmowy bardzo dużo mi dały. Pozwoliły mi zbudować ten świat. Też takie drobiazgi: co się piło, co się paliło, jak się spędzało wolny czas. I faktycznie wiele z tych rzeczy w powieści wykorzystałem. No poza tym, że oglądałem cały czas filmy na przykład polskie i francuskie z lat 60. Niektóre naprawdę wspaniałe.
Wygląda na to, że przygotowywałeś się bardzo długo i bardzo starannie do napisania tej książki. Zawsze tak jest w twoim przypadku?
Wymaga tego uczciwość wobec czytelnika. Też w tej fazie dokumentacji, kiedy siedzę, czytam, sprawdzam, wtedy dużo rzeczy przychodzi do głowy, których bym nie wymyślił (...) chodziło też o to, żeby to było zabawne, bo książka jest jednak komediowa. Książka jest komedią narodową, narodowo-erotyczną. Bo nagle okazało się, że największą zdobyczą ostatnich 50 lat są zdobycze feministyczne. Pozycja kobiety w społeczeństwie zmieniła się bardziej przez ostatnie 50 lat niż przed poprzednie 50 tysięcy lat. Moja bohaterka nie jest żadną wojującą feministką, pracuje w szkole, w której uczy zarządzania domem. Uczy w roku 1963, ale ma świadomość z 2013. (...) I jest tam też coś, na co moja mama zwróciła moją uwagę. Mówiła, że wtedy na przykład nie chodziło się po coś, tylko chodziło się do kogoś. Czyli po stanik nie szłaś do sklepu tylko do gorseciarki. Zrobić pranie chodziło się do pralni, potem by wyprasować pranie chodziło się do magla. Cały czas byłaś w kontakcie z żywymi ludźmi. (...) Nie mogłaś sobie włączyć telewizora na 3 godziny, bo na telewizor się trzeba było umawiać do tego sąsiada, który miał akurat telewizor. Nie mogłaś poświęcić się odpisywaniu na maile, czy czytaniu komentarzy na Facebooku, no bo po prostu tego nie było. I faktycznie ten kontakt z ludźmi był bliższy.
A gdybyś ty sam mógł przenieść się w czasie, to w jakie lata najchętniej?
Ta książka jest bardzo mocno o Warszawie i myślę, że mimo wszystko chciałbym zobaczyć Warszawę przedwojenną. A może nawet Warszawę z czasów "Lalki" Prusa.