Najwyższa Izba Kontroli w roli głównej i to w roli podwójnej . Z jednej strony, w Sejmie przedstawiciele NIK-u wystąpią dziś w roli recenzenta wykonania ubiegłorocznego budżetu. Z kolei w drugiej jako obrońcy niezależności własnej instytucji przed zakusami rządzącej koalicji, która zamierza zmienić ustawę o Najwyższej Izbie Kontroli.
Za ubiegłoroczny budżet NIK wystawił ostatecznie ocenę nienajgorszą, bo wykonanie ocenione zostało pozytywnie. Dostało się jednak rządowi za zbyt wielki optymizm przy szacowaniu dochodów, które okazały się o 10 procent niższe od planu. Również za to, ze nie udało się wydać 20 miliardów złotych z funduszy unijnych i za coraz większe zaległości w ściąganiu podatków.
Z kolei rządząca koalicja chce w NIK-u zmienić dużo. Nazywa to walką z niepotrzebną biurokracją, a opozycja zamachem na niezależność instytucji stworzonej do patrzenia rządowi na ręce. Platforma chciałaby między innymi aby dyrektorzy w NIK-u obejmowali fotele na 5-letnie kadencje i aby cała działalność izby została poddana kontroli zewnętrznych firm audytorskich.
Zupełnie inaczej ma również wyglądać procedura kontroli, a to - według przeciwników owego rozwiązania - doprowadzi do tego, ze największy wpływ na wyniki kontroli będzie miał nie kontroler, a kadencyjny dyrektor . Kadencyjny, czyli mogący ulec pokusie przypodobania się temu, od kogo zależy jego wybór.