Jest szansa, żeby 2-letni Adaś wrócił na święta do domu. Najbliższe dwa dni spędzi jeszcze na oddziale intensywnej terapii szpitala dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu. Chłopiec z dnia na dzień czuje się coraz lepiej. O jego „cudownym powrocie do zdrowia” rozpisują się światowe media.
Chłopiec robi olbrzymie postępy: rusza się, reaguje na słowa i samodzielnie oddycha. Rano, na dzień dobry, podał lekarzom rączkę, a chwilę później zjadł śniadanie.
Na razie nie widać na jego twarzy uśmiechu, ale zdaniem prof. Janusza Skalskiego, to normalna reakcja, bo dziecko jest w obcym środowisku i może być trochę przestraszone.
Dla bezpieczeństwa Adasia, mimo że czuje się on coraz lepiej, lekarze postanowili, że do niedzieli zostanie na oddziale intensywnej terapii.
Dziecko czeka jeszcze kilkumiesięczna rehabilitacja. Adaś pod okiem lekarzy będzie ćwiczył mięśnie. Czeka go też rehabilitacja neurologiczna.
Ta rehabilitacja będzie polegać na tym, że trzeba bardzo dużo rozmawiać z dzieckiem, zachęcam do tego rodziców, żeby jak najwięcej z nim rozmawiali, czytali książeczki. Obiecali, że to dzisiaj zrobią - powiedział nam prof. Skalski.
Dodał, że jeżeli nie będzie komplikacji, chciałby, żeby chłopiec wrócił na święta do domu, do swojego pokoju. To mogłoby przyspieszyć proces leczenia.
Dziennik "Le Parisien" zauważa z radością, że stan zdrowia dziecka poprawia się szybciej, niż się spodziewano. Największa francuska sieć telewizyjna TF1 przypomina zaś na swoich stronach internetowych, że dotąd osobą, która przeżyła najcięższy przypadek głębokiej hipotermii, była 29-letnia szwedzka lekarka Anna Bagenholm z miasta Vänersborg. W 1999 roku wpadła do lodowatej wody w rzece w Norwegii. Temperatura jej ciała spadła do 13,7 stopnia Celsjusza. Kobieta cierpiała później na częściowy paraliż obu dłoni.
Znany szwajcarski dziennik "La Tribune de Geneve" twierdzi natomiast, że 7-letnia szwedzka dziewczynka o imieniu Stella przeżyła w czasie świąt Bożego Narodzenia w 2010 roku jeszcze cięższą hipotermię - temperatura jej ciała spadła do 13 stopni Celsjusza.
Kanadyjski dziennik "Le Journal du Montreal" cytuje profesora Janusza Skalskiego, kierownika Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej w Uniwersyteckim Szpitalu w krakowskim Prokocimiu, który wyraził zadowolenie z faktu, że stan dziecka się poprawia. Według wielu osób, przeżycie przez Adama tak głębokiego wyziębienia może być tylko cudem - konkluduje z kolei kanadyjski portal informacyjny "Le Journal du Canada".
Amerykańskie media publikują depesze agencji AP. O przypadku 2-latka z Polski informują też stacje telewizyjne, choćby sieć BBC News. Na stronach internetowych zamieszczono zdjęcie chłopca, leżącego na szpitalnym łóżku, przy którym czuwają rodzice. W USA mówi się o cudzie, nadzwyczajnym przypadku. Lekarze są powściągliwi w ocenach, bo potrzebują więcej informacji, szczegółowych danych, ale z pewnością w najbliższym czasie o sprawie Adasia rozmawiać będą najlepsi amerykańscy specjaliści.
Dwulatek zaginął w niedzielę nad ranem. Kiedy został znaleziony, temperatura jego ciała wynosiła zaledwie 12 stopni. Jeszcze nigdy nie udało się uratować nikogo, kto był tak wychłodzony. W przypadku Adasia umożliwił to unikalny w skali świata system stworzony w Małopolsce. Centrum Leczenia Głębokiej Hipotermii powstało z myślą o zasypanych przez lawiny. Teraz służy wszystkim - mówi jego współtwórca, lekarz Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Sylweriusz Kosiński.
Dwuletni chłopczyk w nocy z soboty na niedzielę był pod opieką babci i wymknął się z domu. Chłopca, który był w samej piżamce, znalazł nad brzegiem rzeki, około kilkuset metrów od zabudowań, zastępca komendanta komisariatu w Krzeszowicach Michał Godyń. Zaniósł Adasia do najbliższego domu i tam prowadził reanimację do czasu przyjazdu karetki i transportu dziecka do szpitala.
Jak ustaliła policja, babcia chłopca opiekowała się jeszcze dwójką dzieci. Była trzeźwa. Około 3 w nocy doglądała dzieci, które spokojnie spały. Zniknięcie wnuka zauważyła nad ranem.