Przy czterech znanych z licznych kolizji skrzyżowaniach drogowcy zakopali tak zwane odpromienniki, czyli puszki z metalami pochłaniającymi energię. Tak poradził im radiesteta. Teraz dumnie prezentują statystyki, według których od tego momentu nie było w tych miejscach wypadków.
Zdaniem drogowców inne konwencjonalne metody zawiodły. Regulacja świateł, poprawienie znaków, czy nawierzchni nic nie dały, dlatego pochylono się nad metodami alternatywnymi. Oprócz tego szkiełka i oka mędrca, jest jeszcze coś, czego nie widzimy. Weźmy powietrze, nie widzimy go, a wiemy, że jest - tłumaczy ten fenomen Adam Sobieraj z Zarządu Dróg Miejskich.
Policjanci podchodzą do tematu ze zdrowym rozsądkiem: Dziennie przejeżdża tamtędy około 30-40 tysięcy samochodów. Nic się nie dzieje, dopóki raz na rok, raz na pół roku nie znajdzie się ktoś, kto będzie jechał z prędkością 3-4 razy większą od dozwolonej i wtedy te prądy na niego oddziaływają - tłumaczy Wojciech Pasieczny ze stołecznej drogówki.
I tak policjanci wystawiają patrole, a drogowcy naprawiają nawierzchnie i na razie nie puszczają jeszcze znaków dymnych, nie składają też ofiar ze zwierząt.