50 złotych mandatu dostała kobieta, którą potrącił nastolatek na hulajnodze elektrycznej. Kobieta z lekkimi obrażeniami trafiła do szpitala. Do zdarzenia doszło w Warszawie.

REKLAMA

Do zdarzenia doszło w środę przed godz. 16 na Krakowskim Przedmieściu. Chodnikiem jechała na hulajnogach grupa trzech 14-latków.

Początkowo wydawało się, że to jeden z nich potrącił kobietę idącą chodnikiem. 49-latkę przewieziono do jednego z warszawskich szpitali. Miała rozciętą głowę.

Policja, która przyjechała na miejsce wypadku, uznała, że to poszkodowana ponosi winę za całe zdarzenie. Mandat uzasadniono tym, że kobieta wykonała gwałtowny ruch, gdy była omijana przez nastolatka na hulajnodze. Pozowała do zdjęcia i nagle odsunęła się pod jadącą hulajnogę - tłumaczy policja.

Nie ma znaczenia, że nastolatek jechał po chodniku, ponieważ - przez brak przepisów - człowiek na hulajnodze jest traktowany jak pieszy. Sami mamy problem z oceną tej sytuacji. Sprawa jest kontrowersyjnie oceniana również w policyjnym gronie. To wskazuje na potrzebę doprecyzowania przepisów - przyznaje asp. Mariusz Mrozek.

Hulajnogi wciąż nie mają statusu pełnoprawnego pojazdu - nie można nimi wjeżdżać na jezdnię ani na ścieżkę rowerową. Za to może grozić nawet 500 złotych mandatu.

O nowe przepisy w tej sprawie - od miesięcy bez skutku - apeluje do Ministerstwa Infrastruktury stołeczny ratusz i Instytut Transportu Samochodowego.

Eksperci wskazują, że hulajnóg elektrycznych przybywa. Możemy sobie tylko wyobrazić, jakie zagrożenie użytkownik hulajnogi jadący z prędkością 25 km/h stwarza jadąc między pieszymi po chodniku - mówił reporterowi RMF FM były komendant stołecznej policji Michał Domaradzki, dyrektor biura mobilności w Warszawie.

We Francji w ubiegłym roku w wypadkach z udziałem hulajnóg zginęło 5 osób. W Warszawie tak poważnych zdarzeń jak na razie nie było. Drobne kolizje, nie mieliśmy jeszcze wypadku. Ale robimy wszystko, żeby nie być mądrym po szkodzie - mówił nam Domaradzki miesiąc temu. A przepisów nadal nie ma.