Tablicę z napisem "Arbeit macht frei" zamówił prawdopodobnie jakiś szalony kolekcjoner. Zadanie zlecił obywatelowi Szwecji, a ten skontaktował się z Marcinem A. - właścicielem firmy budowlanej z woj. kujawsko-pomorskiego. Według ustaleń reportera RMF FM Marka Balawajdra, tablica jeszcze przed świętami miała trafić promem do Szwecji.

REKLAMA

Jak udało ustalić się naszemu dziennikarzowi, polscy śledczy w ciągu najbliższych godzin zwrócą się o pomoc prawną do policji i prokuratury w Szwecji. Może chodzić o ewentualne przesłuchania, a nawet zatrzymanie mężczyzny, który zlecił Polakom kradzież zabytkowej tablicy.

Nasz dziennikarz ustalił, że wstępne zlecenie pojawiło się na przełomie sierpnia, września. Wówczas to właściciel firmy budowlanej Marcin A., który jednocześnie handlował samochodami sprowadzanymi z całego świata, był w Szwecji. Tam nawiązał kontakt ze zleceniodawcą; przyjął od niego ofertę, a w kraju znalazł wspólników, którzy w ostatni piątek ukradli tablice.

Według ustaleń Marka Balawajdra czterej złodzieje mieli dostać od podejrzanego o nakłanianie do kradzieży, Marcina A. 20 tysięcy złotych.

Historyczna tablica zniknęła znad bramy obozu w piątek nad ranem. Policja od razu wszczęła śledztwo. Już na początku, funkcjonariusze wykluczyli, by za kradzieżą stali złomiarze. Policja podkreślała, że cała akcja została dobrze zaplanowana. Sprawcy wiedzieli, jak wejść na teren placówki, w jaki sposób zdjąć tablicę, a także znali sposób działania wartowników oraz rozmieszczenie monitoringu. Skradziony napis złodzieje wieźli około 400 kilometrów; ukryli w lesie niedaleko Torunia. Był pocięty – każdy wyraz osobno. Policja odzyskała zabytek. Śledczy zapewniają, że tablica "Arbeit macht frei" po pracach konserwacyjnych wróci na swoje miejsce. Dyrekcja muzeum Auschwitz-Birkenau chce, by stało się to przed 27 stycznia, czyli na 65. rocznicę wyzwolenia obozu.