"Mamy ogromny problem z obsadzeniem dyżurów na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Sytuacja będzie coraz trudniejsza" - podkreśla w rozmowie z RMF FM dyrektor Szpitala Bielańskiego w Warszawie Dorota Gałczyńska-Zych. Ta lecznica dysponuje największym SOR-em na Mazowszu: jednego dnia korzysta z niego ponad dwustu pacjentów.
Jest kilka dyżurów w listopadzie, gdy mamy kłopoty. Najtrudniejsze są weekendy. Szpital Bielański to też 21 oddziałów, gdzie pracują lekarze innych specjalizacji. Tam możemy łatać dziury w grafiku, sięgając po medyków innych specjalizacji. Ale nie o to chodzi - mówi Gałczyńska-Zych.
By SOR Szpitala Bielańskiego mógł funkcjonować, miesięcznie musi być na nim ponad siedemdziesięciu medyków. Chętnych brakuje między innymi dlatego, że tak duży oddział ratunkowy oznacza dla lekarza więcej pracy.
Rekrutacja - jak przyznaje dyrektor placówki - trwa każdego dnia.
Wszyscy dzwonimy, ordynator szuka ludzi do pracy. Nie jest to proste, pula tych ludzi jest bardzo określona, czujemy się czasami tak, jakbyśmy kupowali tych ludzi na giełdzie. To jest bardzo przykre - podkreśla Dorota Gałczyńska-Zych.
Na Mazowszu potrzebujemy 500 lekarzy, którzy mają specjalizację z medycyny ratunkowej. Tymczasem teraz jest ich tylko stu. To jest skala problemu - zaznacza.
Dyrektor Szpitala Bielańskiego zwraca się również z apelem do pacjentów.
Szanujmy się nawzajem. Przychodźmy na SOR, gdy naprawdę chcemy ratować życie, a nie w sytuacji, gdy nie dostaliśmy się do lekarza specjalisty albo nie ma naszego lekarza rodzinnego. 80 procent osób zgłaszających się na SOR przychodzi tylko dlatego, że jest niewydolny system ochrony zdrowia w Polsce - zauważa Dorota Gałczyńska-Zych.
Pacjenci, których reporter RMF FM Michał Dobrołowicz spotkał na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym Szpitala Bielańskiego, przyznają, że odczuwają brak lekarzy.
Przyszedł lekarz i powiedział, że niestety, ale czas oczekiwania zwiększy się do mniej więcej ośmiu godzin. Mam uraz nogi i muszę czekać do wieczora na konsultację z ortopedą - usłyszał nasz dziennikarz od jednego z oczekujących.
Inna pacjentka relacjonowała: Jak przyjechaliśmy na SOR po wypadku, to czekałam około pięciu godzin. Nie było specjalistów, przyjmowali tylko lekarze rezydenci. To wydłużyło czas oczekiwania.
Pacjent sam się nie wyleczy - podsumowała.