Pokwitowanie odbioru od Fundacji "SOS dla życia" księdza Tomasza Jegierskiego 96 tysięcy złotych z podpisem "Kornel Morawiecki" - to w tej chwili najbardziej poszukiwany dokument w Polsce. Bezskutecznie próbuje go odnaleźć ABW. Ksiądz twierdzi, że marszałek senior wziął od niego pieniądze i nie chce oddać pożyczki. Kornel Morawiecki temu zaprzecza.

REKLAMA

Funkcjonariusze ABW przeprowadzili do tej pory trzy przeszukania. Pod koniec lutego o 6 rano policjant i dwaj agenci zapukali do rzeszowskiego mieszkania byłej przedstawicielki zarządu Fundacji "SOS dla życia".

Nie mieli nakazu i tłumaczyli, że do tych czynności wystarczyło przedstawienie legitymacji.

Przeszukane zostały m.in. szafy. Agenci szczególną uwagę zwracali na korespondencję fundacji z Kornelem Morawieckim. Na pokwitowanie jednak nie natrafili.

Podobnie stało się podczas przeszukania w domu babci księdza Tomasza Jegierskiego w Olecku. W połowie marca natomiast zajęto całą dokumentację księgową "SOS dla życia".

Śledztwo w tej sprawie wszczęto 29 stycznia przez Prokuraturę Regionalną we Wrocławiu po zawiadomieniu Kornela Morawieckiego. Marszałek senior twierdzi, że sprawa pożyczki to usiłowanie oszustwa na szkodę jego stowarzyszenia "Solidarność Walcząca". Co ciekawe, śledztwo prowadzi Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a prokuratura je nadzoruje.

Sprawę rzekomej pożyczki dla Kornela Morawieckiego nagłośnili posłowie PO. Na konferencji w Sejmie 22 marca ksiądz Tomasz Jegierski wystąpił chwilę po tym, gdy sekretarz generalny PO Stanisław Gawłowski na sali plenarnej bronił się przed korupcyjnymi podejrzeniami.

Ksiądz idzie do prokuratury

Prokuratura Regionalna we Wrocławiu prowadzi też śledztwo po zawiadomieniu księdza Tomasza Jegierskiego. Wszczęła je 14 marca.

Postępowanie dotyczy "doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem Fundacji "SOS dla Życia". Chodzi o 96 tysięcy złotych - które jak twierdzi szef tej placówki - stanowiło pożyczkę dla Kornela Mazowieckiego.

Ksiądz Tomasz Jegierski wiele razy domagał się zwrotu pieniędzy. Ostateczne wezwanie do zapłaty wysłał pod koniec zeszłego roku - domagając się oddania ponad 140 tysięcy złotych. Doliczono do tego odsetki za 5 lat.

(az+ug)