Instytut Gruźlicy jako pierwszy w stolicy stosuje elektroniczny monitoring czasu pracy lekarzy - informuje "Życie Warszawy". Wprowadzono go w związku z unijną dyrektywą, która ogranicza czas pracy lekarza do 48 godzin tygodniowo.
Lekarz wchodzący do Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc przy ul. Płockiej rejestruje swoje przyjście do pracy specjalnym kodem. Oddzielne kody są także do wyjść i wejść służbowych oraz prywatnych - wyjaśnia zastępca dyrektora ds. ekonomicznych w placówce Marek Ziegman.
Wicedyrektor przyznaje, że system nie jest doskonały. Nie są w nim uwzględnione dyżury lekarzy. Cały system nie jest połączony z działem płac i kadrami - ubolewa Ziegman. Próbowano także wprowadzić wykorzystanie danych biometrycznych, np. kart skojarzonych z liniami papilarnymi posiadacza. Te próby nie powiodły się. Pracownicy protestowali, dlatego wycofaliśmy się z projektu - dodaje.
Okazuje się, że istnieją prawne ograniczenia dla zbyt spersonalizowanych działań monitorujących. Nie ma przepisu prawnego, który zezwalałby na gromadzenie odcisków linii papilarnych i innych danych biometrycznych, np. obrazu tęczówki oka czy kodu DNA - tłumaczy rzecznik głównego inspektora ochrony danych osobowych Małgorzata Kałużyńska-Jasek. Dodaje, że stanowisko GIODO poparł Naczelny Sąd Administracyjny.
Inne stołeczne placówki nie planują na razie wprowadzania elektronicznego systemu monitorowania czasu pracy. Wicedyrektor Ziegman przyznaje, że nawet elektroniczny monitoring nie odpowie na pytanie, ile czasu lekarz pracuje. Przecież wychodzi ze szpitala np. na prywatną praktykę. Tam już nikt mu czasu pracy nie liczy - zaznacza.