Inskrypcje napisane, bądź wyryte na ścianach lubelskiego aresztu "Pod zegarem" odsłonięte po 70 latach. Niektóre zachowały się wyjątkowo dobrze i są w pełni czytelne. Pochodzą z czasów aresztu gestapo i późniejszego NKWD. „Pod zegar” trafiali więźniowie polityczni, którzy byli w brutalny sposób przesłuchiwani.

REKLAMA

/ Krzysztof Kot (RMF FM) / RMF FM
/ Krzysztof Kot (RMF FM) / RMF FM
/ Krzysztof Kot (RMF FM) / RMF FM
/ Krzysztof Kot (RMF FM) / RMF FM
/ Krzysztof Kot (RMF FM) / RMF FM
/ Krzysztof Kot (RMF FM) / RMF FM
/ Krzysztof Kot (RMF FM) / RMF FM
/ Krzysztof Kot (RMF FM) / RMF FM
/ Krzysztof Kot (RMF FM) / RMF FM
/ Krzysztof Kot (RMF FM) / RMF FM

Część z inskrypcji odkryto tuż po wojnie w 1946 roku, kiedy to zostali wpuszczeni do więzienia już wówczas NKWD przedstawiciele komisji badającej zbrodnie hitlerowskie. Od stycznia 1940 roku mieścił się tam bowiem areszt Gestapo. Przywożono do niego więźniów politycznych, działających w konspiracji.

Trafiali na co wiemy z opisów wyjątkowo brutalne przesłuchania. Niektórzy wielokrotnie. Każdy chciał zaznaczyć swoją obecność, zostawić ślad - opowiada Barbara Oratowska, kierownik Muzeum pod Zegarem - Nie wiedzieli, czy wyjdą stąd żywi. To był jedyny znak z ich strony.

Po wojnie od razu przekształcono areszt w więzienie NKWD, gdzie również odbywały się nie mniej drastyczne sceny. Z tego okresu również zachowało się kilka inskrypcji. Można także odczytać te czasu późniejszego aresztu wojskowego, który funkcjonował do 1978 roku.

Te ostatnie jednak nie są dramatyczne, bo tu trafiali żołnierze, którzy np. spóźnili się z przepustki i nie groziła im śmierć - opowiada Oratowska.

Badający ściany więziennych cel specjaliści dokonali bardzo trudnego zadania. Musieli usunąć ze ścian około centymetra tynku i kolejnych warstw malarskich. Było ich siedem. Przez wiele miesięcy skalpelami bardzo delikatnie posuwali się krok po kroku, ściana po ścianie.

Obecnie muzeum jest zamknięte dla zwiedzających. Inskrypcje będą zabezpieczone i w przyszłości będzie można je oglądać.


(j.)