18 ton mięsa, które próbował ukryć właściciel ubojni w Rosławowicach w Łódzkiem, nie ma żadnych dokumentów weterynaryjnych. Nie można przez to ustalić jego pochodzenia. Śledczy ustalili już, że mięso pochodziło od chorych zwierząt. "W 4 przypadkach stwierdzono zapalenie płuc, w 1 nawet krwotoczne zapalenie jelit" - powiedział naszej dziennikarce Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Policjanci znaleźli samochód-chłodnię z półtuszami i podrobami wołowymi na terenie stacji diagnostycznej, należącej do właściciela ubojni. Jak przyznał Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury, teraz śledczy badają pochodzenie mięsa. Najprawdopodobniej, wskazuje na to przede wszystkim sposób zapakowania, przeznaczone ono było do dalszej sprzedaży - dodał.
Mięso zostanie zutylizowane. 43-latek został zatrzymany. Przedstawiono mu zarzuty oszustwa i naruszenia przepisów ustawy o ochronie zwierząt. Grozi mu do 8 lat więzienia. Do sądu skierowano już wniosek o tymczasowe aresztowanie go na 3 miesiące.
Powiatowy Lekarz Weterynarii podjął wczoraj decyzję o zamknięciu ubojni. Prokuratorzy postanowili natomiast przesłuchać pracowników firmy i ustalić listę odbiorców mięsa z zakładu.
Policja wpadła na trop tej sprawy po zatrzymaniu w sobotę transportu bydła, który miał dotrzeć do ubojni. W ciężarówce znajdowały się 24 sztuki bydła. Dziewięć z nich znaleziono martwych.
Bydło kupiono prawdopodobnie od hodowców indywidualnych. Transportowała je firma usługowo-handlowa z woj. kujawsko-pomorskiego. Transport wyruszył tuż po północy, a dojechał do ubojni przed godz. 4 rano.
Poza terenem firmy, w pobliżu stacji diagnostycznej należącej do właściciela ubojni, znaleziono natomiast samochód-chłodnię z 18 tonami przetworzonego mięsa.