Uważam, że prawo nie zostało złamane, więc bardzo możliwe, że pod tym względem pan minister Marczuk ma rację. Natomiast o tym, że takie spotkanie się odbyło i taka rozmowa się odbyła, wiem dokładnie od niego - powiedział dziennikarzowi RMF FM były premier.
Generał Witold Marczuk stanowczo zdementował, by Lech Kaczyński domagał się od niego prowadzenia jakichkolwiek działań operacyjnych przeciwko Kazimierzowi Marcinkiewiczowi. Były premier w wywiadzie dla „Dziennika” oskarżył prezydenta, że ten polecił szefowi ABW założyć mu podsłuch. Z kolei na swoim blogu wyraźnie złagodził tę wypowiedź.
W specjalnym oświadczeniu Marczuk napisał: W trakcie całej mojej współpracy z Lechem Kaczyńskim - poza okresem naszej wspólnej walki z komunizmem - Pan Prezydent nigdy nie domagał się ode mnie żadnych działań sprzecznych z prawem. Informacje zawarte w publikacji "Dziennika" na temat mój i Pana Prezydenta są nieprawdziwe.
Prokuratura Krajowa sprawdzi, czy Lech Kaczyński kazał podsłuchiwać Kazimierza Marcinkiewicza. Decyzja o tym, czy będzie wszczęte postępowanie prokuratorskie, ma zapaść w poniedziałek.
Jeżeli prokuratura dojdzie do wniosku, że jest uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa, zostanie przeprowadzone w tej sprawie co najmniej postępowanie sprawdzające - mówi dziennikarzowi RMF FM rzeczniczka Prokuratora Generalnego Ewa Piotrowska.
Kazimierz Marcinkiewicz zaczął jednak pomału łagodzić ton oskarżeń. Dla mnie nie było i nie ma sprawy. (…) Zawsze szanowałem, szanuję i będę szanował Głowę Państwa mojego kraju - napisał były premier na swoim blogu w komentarzu do autoryzowanego wywiadu, którego udzielił "Dziennikowi".
Na to polityczne rozdwojenie jaźni Marcinkiewicza zareagowali politycy PiS-u. Jeżeli były premier zaczyna się z tej nieszczęśliwej wypowiedzi wycofywać, to należy się cieszyć - mówi dziennikarzowi RMF FM Michał Kamiński. Oczywiście, że pan prezydent nie występował z prośbą o inwigilowanie pana Marcinkiewicza. Jest to po prostu nieprawda - zaznacza Kamiński:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Wypowiedź byłego premiera skrytykował również Zbigniew Wassermann, były koordynator do spraw służb specjalnych. Podsłuchiwanie pana Marcinkiewicza należy włożyć między bajki i potraktować to jako dyżurną plotkę polityczną - powiedział poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Wywiad z Kazimierzem Marcinkiewiczem, który opublikował „Dziennik”, wywołał polityczne trzęsienie ziemi. W grudniu 2005 r., gdy byłem premierem, prezydent elekt polecił szefowi ABW zbierać informacje na mój temat i założyć mi podsłuch - powiedział gazecie Marcinkiewicz. Były szef rządu stwierdził, że informację tę słyszał z trzech niezależnych źródeł: od polityka, ze średniego szczebla służb i pośrednio także od samego Marczuka, szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Na pytanie, dlaczego prezydent prosił Marczuka o takie działania, Marcinkiewicz odpowiedział: Lech Kaczyński nigdy nie ukrywał, również w wielu rozmowach ze mną, że marzy, by premierem był jego brat. Mówił mi na przykład: „Kazimierzu, wiesz, że to Jarosław powinien stanąć na czele rządu, choćby na pół roku - byłoby dobrze, żeby miał tak prestiżową funkcję w życiorysie”.
Warto podkreślić, że te informacje pojawiają się w momencie, kiedy polityk i bankowiec wraca do kraju. O pomoc w rozwikłaniu rozdwojenia jaźni byłego premiera reporter RMF FM poprosił jego kolegę, posła PO Jarosława Gowina. O co chodzi Marcinkiewiczowi? O ujawnienie prawdy. Trzeba będzie sprawdzić, czy istnieje notatka pana Marczuka. Polska opinia publiczna powinna wiedzieć o tym, co się dzieje na szczytach władzy - stwierdził Gowin.
Odtajnienie notatki Marczuka, o ile istnieje, rzeczywiście może pomóc. A Marcinkiewicz w ślad za swoją radą niech nie markuje kroków, tylko je wykona. Posłuchaj relacji Pawła Świądra:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio