Zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym ze skutkiem śmiertelnym usłyszała 18-latka, która 5 grudnia straciła panowanie nad samochodem i wbiła się w ścianę sklepu ze skuterami w Łodzi. Zginęli wtedy 18-letnia dziewczyna i 21-letni chłopak. Dwie inne osoby zostały ranne. Paulina M. tydzień przed wypadkiem odebrała prawo jazdy.
Do tragedii doszło 5 grudnia tuż przed północą. Czteroosobowym oplem tigrą jechało pięć osób: dwie dziewczyny i trzech chłopaków. Mieli od 17 do 21 lat. 18-latka straciła panowanie nad pędzącym samochodem na al. Włókniarzy. Auto wpadło w poślizg i zjechało na prawe pobocze, następnie uderzyło w słup trakcji elektrycznej, później w drzewo, a na koniec wjechało w pobliski budynek, w którym znajdował się m.in. warsztat i serwis opon.
Na miejscu zginęła 18-letnia pasażerka, która siedziała obok kierującej autem Pauliny M. Dziewczyna nie była przypięta pasami. W szpitalu zmarł ranny w wypadku 21-letni mężczyzna. Poważnie ranni zostali kierująca oplem 18-latka oraz jej rówieśnik. Najlżej poszkodowany został brat Pauliny M.
Po wyjściu ze szpitala 18-letnia Paulina M. usłyszała w Prokuraturze Łódź-Polesie zarzut spowodowania wypadku drogowego, w wyniku którego śmierć poniosły dwie osoby, a jedna została poważnie ranna. Wiadomo, że w chwili wypadku dziewczyna była trzeźwa. Podczas przesłuchania Paulina M. przyznała się do zarzutu, wyraziła żal i skruchę. Grozi jej do 8 lat więzienia.
Wobec nastolatki zastosowano nakaz powstrzymywania się od prowadzenia pojazdów mechanicznych, bowiem na miejscu tragedii nie odnaleziono jej prawa jazdy. W chwili wypadku 18-latka miała prawo jazdy od tygodnia. Trzy tygodnie wcześniej zdała egzamin. Chodziła do szkoły i na kurs prawa jazdy ze swoją rówieśniczką, która zginęła w wypadku.