Ślizgał się, ale granicy nie przekroczył - tak o kontaktach prałata Henryka Jankowskiego z SB mówił w środę gość Kontrwywiadu RMF FM, ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Lech Wałęsa jest jednak przekonany, że twierdzenia IPN, jakoby ksiądz Jankowski był niezarejestrowanym kontaktem operacyjnym SB, to nieprawda. Jak sam prałat mógł więc traktować swoje rozmowy z oficerami bezpieki?
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Z kolei zdaniem gościa Kontrwywiadu RMF FM księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, gdański duszpasterz "Solidarności" mógł nie mieć świadomości, że peerelowskie służby traktują go jako kontakt operacyjny. Zarówno ks. Isakowicz-Zaleski, jak i historycy Insytutu Pamięci Narodowej mówią o grze prałata Jankowskiego - próbie wpływania na bieg wypadków i misji sterowania "Solidarnością", by ta szła w kierunku zgodnym z linią Kościoła, a nie tych doradców, którzy - z racji dawnych związków z komunizmem - budzili nieufność kościelnej hierarchii.
Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski usprawiedliwia prałata. Mówi, że nie posunął się on za daleko, a z czasem zerwał kontakty z SB. Ksiądz Jankowski jednak nie poszedł o ten jeden most za daleko. Ślizgał się na tej granicy, ale to - według mnie - było wtedy dozwolone - zaznaczył gość Kontrwywiadu RMF FM.
Tej pewności zdają się jednak nie podzielać historycy. Podkreślają, że traktowanie prałata jako kontaktu operacyjnego świadczy o tym, że odrzucał on możliwość zdeklarowanej współpracy, ale dodają, że informacje, które dostarczał, były używane przez bezpiekę do gier operacyjnych przeciwko "Solidarności" i do zwalczania takich ludzi jak Andrzej Gwiazda, Jacek Kuroń czy Anna Walentynowicz.