"Nie wyglądali na amatorów. Chyba nie żartowali, skoro mam kilkadziesiąt szwów" - mówi reporterowi RMF FM Leszek Kuzaj, który w piątek został zaatakowany maczetami obok siedziby jednej z firm na obrzeżach Krakowa. "To wszystko działo się przy ruchliwej drodze i nikt się nie zatrzymał" - podkreśla rajdowiec.
W piątek wieczorem do siedziby jednej z firm w Modlniczce wtargnęło dwóch młodych mężczyzn w kapturach na głowie. Zaczęli się awanturować i rozbijać szyby w samochodzie zaparkowanym przed budynkiem. Wtedy właśnie interweniował Leszek Kuzaj. Usłyszałem huk i wycie alarmu, zobaczyłem dwóch ludzi uciekających w kapturach. Byłem przekonany, że samochód, który stał przed budynkiem, został okradziony, więc rzuciłem się w pościg. Po 300-400 metrach udało mi się ich dogonić. Jeden się obrócił, zobaczył mnie, nałożyli kaptury, a później wyciągnęli od razu maczety. Oberwałem trochę, ale nie na tyle, żeby stało się coś poważnego - opowiadał Kuzaj reporterowi RMF FM Maciejowi Grzybowi tuż po opatrzeniu ran. Mam trzy rany - powierzchowne, ale to rozległe rozcięcia. Jest ok, wszystko jest zszyte - dodał.
Rajdowiec przyznał, że obawiał się o swoje życie. Nie wyglądali na amatorów. (…) Chyba nie żartowali, skoro mam kilkadziesiąt szwów. To nie wyglądało na zabawę - mówił.
Nigdy nie przechodzę, kiedy coś złego się dzieje. Staram się reagować. Nie przypuszczałem, że zostanę zaatakowany maczetami - mówił rajdowiec. Podkreślał, że do incydentu doszło przy ruchliwej trasie, ale nikt nie zareagował: Najbardziej przeraża mnie to, że wszystko działo się przy ruchliwej drodze, ruch był jak w godzinach szczytu - i nikt się nie zatrzymał. To jest najbardziej przerażające: kiedy reagujemy na zło, na przemoc, reszta społeczeństwa jest czasami zupełnie obojętna.
Krakowscy policjanci wiedzą już, jak wyglądali dwaj sprawcy, którzy wczoraj zranili Leszka Kuzaja. Funkcjonariusze przesłuchali świadków napadu oraz samego rajdowca.
To było dwóch mężczyzn w wieku 25-30 lat krępej budowy ciała. Byli ubrani w czarne kurtki z kapturami. Takie rysopisy zostały nam przekazane. Typujemy osoby, które mogły być w jakikolwiek sposób zamieszane w ten napad - powiedział nadkomisarz Mariusz Ciarka z małopolskiej policji.
Wiadomo, że był to napad rabunkowy - bandyci ukradli z samochodu dziewięć tysięcy złotych. Kuzaj został zaatakowany przypadkowo.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
W 2008 roku doszło do tragicznego wypadku z udziałem Kuzaja podczas Rajdu Praskiego. Sportowiec wypadł na zakręcie z trasy, uderzył w słup oświetleniowy i wjechał w grupę kibiców stojącą w niedozwolonym miejscu. Jedna osoba zginęła na miejscu, druga zmarła w szpitalu, a trzy inne zostały ranne - w tym 8-letnia dziewczynka. Imprezę przerwano, a Kuzaj na kilka miesięcy zrezygnował ze startów. Do sportu wrócił w kwietniu 2009 roku.