Dwa miecze, przez niektórych nazywane dwoma krzyżami. Takich pomników na terenie byłego województwa pilskiego stoi dokładnie 21. Dziś to pogranicze Wielkopolski i pomorza zachodniego. Są w miejscach, gdzie przebiegała linia walk o Wał Pomorski. Stoczoną przez Polaków i Rosjan batalię o jego zdobycie, zalicza się do najkrwawszych bitew, które rozegrały się u schyłku II Wojny Światowej. Dokładnie po 40 latach od postawienia monumentów wraca dyskusja dotycząca ich formy, która wg opinii Instytutu Pamięci Narodowej kojarzy się z Polską Ludową. W ocenie warszawskich historyków z IPN, pomniki w takiej formie nie powinny istnieć w przestrzeni publicznej.
Dyskusję o monumentach zapoczątkowało pytanie Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, która najprawdopodobniej w związku z planami przebudowy jednej z dróg między Mirosławcem a Kaliszem Pomorskim, przy której stoją miecze - nie bardzo wiedziała, co z nimi zrobić. Chodzi dokładnie o monument znajdujący się na terenie gminy Mirosławiec w Zachodniopomorskiem. Do sprawy włączył się wojewoda, który w połowie lipca o opinię na temat pomników zwrócił się do IPN-u. W odpowiedzi nadesłanej do Szczecińskiego urzędu na początku września czytamy: Przedmiotowe obiekty przedstawiają miecze Grunwaldu w formie, która została im nadana przez prosowiecką Gwardię Ludową, rozkazem dowódcy głównego GL z listopada 1943 roku, ustanawiającego odznaczenie "Krzyż Grunwaldu" w formie dwóch pionowych mieczy umieszczonych równolegle.(...)Tym samym, symbol ten, był zasadniczo wytworem sił postsowieckich, które w sposób siłowy i w oparciu o ZSRR, przejęły władzę w Polsce, tworząc tzw. władzę ludową.
Dwa równolegle ustawione miecze były nazywane tzw. Krzyżem Grunwaldu. Przez lata, w okresie PRL-u widniały na orderach wręczanych przez ówczesne władze. W swojej opinii IPN przytacza postaci odznaczone takim symbolem. Wśród nich są np. Bolesław Bierut czy Konstanty Rokossowski. W 1992 roku Krzyż Grunwaldu został usunięty z polskiego systemu odznaczeń. To z kolei wg IPN: w sposób jawny wskazuje na uznanie go jako dziedzictwa Polski Ludowej, które nie zasługuje na honorowanie w wolnej Polsce.
Pod pismem wysłanym do wojewody Zachodniopomorskiego podpisał się dyrektor Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa w IPN, Adam Siwek. W rozmowie telefonicznej pytamy, czym historycy kierowali przy wydaniu opinii. Analizując zapytanie wojewody, braliśmy pod uwagę, jaką rolę ten symbol pełnił w systemie komunistycznym. Ówczesne władze lubiły sięgać do wzorców historycznych, to się idealnie wpisywało w ich linię propagandową.(...)Miecze są powiązane z Grunwaldem, z średniowieczną bitwą. To nie są symbole powiązane z terenem, gdzie znajdował się Wał Pomorski - tłumaczy Adam Siwek.
Na terenie gminy Mirosławiec znajdują się cztery pomniki "dwóch mieczy". Opinia IPN-u nie jest jednoznaczna z ich usunięciem. Ostateczna decyzja będzie należała do wojewody. Nie udało nam się uzyskać informacji, co ostatecznie zamierza szczeciński urząd. Odpowiedzialnego za sprawę pracownika nie było w pracy. Gmina Mirosławiec zamierza walczyć o zachowanie pomników na swoim terenie.
Dla nas to jest bardzo ważny pomnik. Mieszkańcy są oburzeni opinią IPN-u. Orzeł nie ma korony? Nie ma problemu popracujemy nad tym. Ja w tym pomniku nie widzę związku z orderem, o którym piszą historycy z IPN. Skierujemy pismo do wojewody, z prośbą by zatrzymać decyzję o ewentualnym wyburzeniu pomników - tłumaczy w rozmowie z RMF FM burmistrz Mirosławca Piotr Pawlik.
Ustawa dekomunizacyjna, na którą ewentualnie mógłby się powołać wojewoda w przypadku decyzji o wyburzeniu pomników, mówi o usunięciu z przestrzeni publicznej symboli mogących promować komunizm. Co znaczy "usunięcie" w przypadku dwóch mieczy? Z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika, że miałyby zostać rozebrane i zniszczone. Ewentualne przejęcie przez samorząd albo prywatne osoby nie mogłoby więc wchodzić w grę. Innym, choć mało prawdopodobnym scenariuszem, mogłoby by być umieszczenie jednego z pomników w Muzeum Zimnej Wojny w Podborsku koło Białogardu.
Opinia IPN-u dotarła tylko do wojewody w Szczecinie. Na razie nie ma konkretnych planów co do pozostałych mieczy stojących na terenie Wielkopolski. Wojewoda z Poznania nie zwrócił się o podobną opinię do Instytutu i jak dowiadujemy się w Urzędzie Wojewódzkim - na razie nie zamierza tego robić. W poznańskim oddziale IPN słyszymy jednak: To może być kwestia czasu, skoro taka opinia się pokazała, niewykluczone, że pociągnie za sobą kolejne kroki.
Była druga połowa lat 70. Wojewodą pilskim był wtedy nieżyjący już Andrzej Śliwiński. Funkcję szefa wydziału kultury w jego urzędzie pełnił Jan Szumański. Na pomysł upamiętnienia walk o Wał Pomorski w takiej formie wpadli wspólnie - podczas podróży służbowej do Warszawy.
W jednej z miejscowości, gdzie była bitwa nad Bzurą, zobaczyliśmy oznakowanie właśnie tego pola bitwy. Wtedy wojewoda rzucił hasło, że powinniśmy upamiętnić walki o przełamanie Wału Pomorskiego, bo one gdzieś tam w historii trochę zniknęły. To była idea, potem przeszliśmy do konkretów. Projekt zrobił Alfred Aszkiełowicz i przeszliśmy do realizacji. W betoniarni w Jastrowiu powstały formy, z których odlewano miecze i to był rekord, bo wszystkie 21 pomników postawiliśmy w 21 dni. Ale to nie było tak, że rzuciliśmy pomysł i od razu przeszliśmy do realizacji. Sporo ludzi było w to zaangażowanych. Wysłuchaliśmy wielu opinii historyków - tłumaczy dziś Jan Szumański. Po 40. Latach od postawienia mieczy jest na emeryturze. Opinię historyków IPN-u przyjął - jak sam mówi - z ubolewaniem. Nie szczędzi gorzkich słów pod adresem jej autorów. Jestem przerażony i oburzony zarazem, bo to chyba ktoś w bezsenną noc wymyślił. Nie chcę tego nazywać rażącą głupotą, bo to są Himalaje głupoty, jeżeli się komuś tak kojarzą te miecze. Otóż nie mają one nic wspólnego z taką narracją. Zostały ustawione jako symbol obecności Polski na tych ziemiach. Ja nie wiem, komu się mogły z komunizmem te miecze skojarzyć? No chyba, że Jagiełło był komunistą o czym ja mogę nie wiedzieć, ale w każdym innym wypadku - to jest po prostu chore, mówiąc wprost - dodaje Szumański.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Na tereny będące dziś pograniczem Wielkopolski i pomorza zachodniego, Pierwsza Armia Wojska Polskiego dotarła po zdobyciu Bydgoszczy. Bój o nią toczył się jedną dobę, między 29 a 30 stycznia 1945 roku. Pierwsza Armia wchodziła w skład tzw. pierwszego frontu białoruskiego. Dowodził nim rosyjski generał Gieorgij Żukow. Jego zadaniem było zdobycie Berlina. W pierwszych dniach lutego, żołnierze wędrujący na zachód, nawiązali kontakt ze swoimi kolegami stacjonującymi na przedpolach Wału Pomorskiego. Niemcy wiedząc co się szykuje - formują tzw. Armię Wisła, która ma odeprzeć atak Polaków i Armii Czerwonej. W połowie stycznia grupa nie jest jednak w pełni gotowa. Niemcy byli więc trochę przerażeni - mówi Jan Szwedziński, regionalista badający historię Wału Pomorskiego.
Problem po stronie Pierwszej Armii Wojska Polskiego polega z kolei na tym, że jej żołnierze nie mają pojęcia, na jakie umocnienia natkną się w okolicach dzisiejszego Jastrowia. Wywiad donosi jedynie, że są tam jakieś oddziały, ale twierdzi, że nie są zbyt gotowe do walki. Zatem my próbujemy ten rejon zdobyć. Niestety jest to bardzo dobrze umocniony teren. Również są ciężkie walki na przedpolach. Koło 4 lutego, atakujące - pierwsza i czwarta dywizja natykają się na silnie umocnioną wieś Podgaje - wyjaśnia Jan Szwedziński. To właśnie w Podgajach rozegrał się pierwszy największy dramat podczas zdobywania Wału.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Po tragedii w Podgajach żołnierze wędrują dalej na zachód. Przełomem okazują się wydarzenia nad jeziorem Dobre w okolicach Zdbic. Mimo krwawej ofiary, jaką ponoszą żołnierze I Armii Wojska Polskiego, udaje się przerwać linię obrony Niemców. Polacy i Rosjanie wdzierają się 30 kilometrów w głąb terytorium wroga. Docierają do Mirosławca.
W związku ze słabym rozpoznaniem wywiadowczym, w walkach ginie ponad 5 tys. żołnierzy. To był ogromny wysiłek i ogromna ofiara żołnierzy polskich. Tej ofiary nie wolno zapomnieć. Niezależnie od tego kto tę politykę historyczną robi. Jestem zadziwiony polityką historyczną, którą robi się w tej chwili. Ja tej polityki nie rozumiem. - podsumowuje Jan Szwedziński.
Pierwszy z 21 pomników, które stanęły na terenie byłego województwa pilskiego - wzniesiono we wspomnianym wcześniej Jastrowiu. Dwa miecze, nazywane przez mieszkańców krzyżami, stoją w pierwotnej lokalizacji do dziś. Widać je doskonale z przebiegającej przez miasto drogi krajowej nr 22. Dla większości mieszkańców są nie tylko symbolem Wału Pomorskiego, ale i nieodłącznym elementem lokalnej architektury.
Myślę, że usunięcie krzyży to jest tak jak usunięcie np. koziołków poznańskich, choć one może nie kojarzą się z komunizmem, ale krzyże są nierozerwalnie związane z Wałem Pomorskim i walkami, gdzie nie tylko Rosjanie przelewali swoją krew, ale też Polacy. Dlaczego więc je usuwać? Są przecież symbolem - dziwi się jeden z mieszkańców. Spiesząca się do pracy na rowerze mieszkanka dodaje: To jest ważna pamiątka. To jest Wał Pomorski. Tu były bitwy i to powinno zostać.
Dyskusję puentuje starszy pan, który z dwiema siatkami wraca z zakupów. Pamięta dzień, w którym stawiano pomnik. Tu chodzi o żołnierzy. On upamiętnia żołnierzy. Nie polityków...
(mn)