Polskie świadectwa weterynaryjne dla mięsa wołowego eksportowanego do Rosji zostały podrobione poza Polską – stwierdził minister sprawiedliwości. Jerzy Engelking, zastępca prokuratora generalnego, powiedział radiu RMF FM, że prokuratura nie badała, czy za sprawą fałszowania dokumentów mogły stać rosyjskie służby specjalne.

REKLAMA

Rosjanie od roku blokują eksport polskiego mięsa i oskarżają nas o fałszowanie dokumentów weterynaryjnych. Te jednak zostały sfabrykowane na Wschodzie. Nie ma na nich polskich liter, są za to rusycyzmy. Na podstawie tak sfałszowanych dokumentów do Rosji wjechał transport mięsa, ale nie z Polski, a USA przez Litwę - ustaliła prokuratura.

Minister sprawiedliwości potwierdził, że śledztwo w sprawie fałszowania świadectw weterynaryjnych wymaganych przy eksporcie do Rosji wykazało, że "ktoś, kto podrabiał dokumenty - posługiwał się cyrylicą".

Jakie będą konsekwencje ustaleń polskiej prokuratury? Wnioski z umorzonego już śledztwa w Tarnowie trafią do Warszawy. Stołeczna prokuratura przejmie też podobną sprawę Pruszkowa. Tu chodzi tylko i wyłącznie o wykorzystanie niektórych ustaleń z tego postępowania tarnowskiego w postępowaniu, które toczy się w tej chwili w Pruszkowie - stwierdził Engelking.

Ustalenia śledczych trafią do Moskwy. Polska ma bowiem pewność, że fałszerstwa nie dokonano w naszym kraju i nie brali w tym udziału polscy obywatele. Sprawców fałszerstwa i właścicieli fikcyjnych firm rejestrowanych w Moskwie musi więc szukać rosyjski wymiar sprawiedliwości. Pozostaje tylko pytanie, jak się za to zabierze? Podczas prac prokuratury tarnowskiej rosyjska strona nie była zbyt pomocna. Nie chcę powiedzieć, że wykazała się złą wolą. Może brakło chęci szczegółowego wyjaśnienia wszystkich nas interesujących kwestii - stwierdził zastępca prokuratora generalnego.

Może się więc okazać, że na wyjaśnieniu całej intrygi z przemytem niepolskiego mięsa na polskich kwitach zależy tylko i wyłącznie polskiej stronie.