Co się stało z 50 tys. zł, które agent Centralnego Biura Antykorupcyjnego przekazał Beacie Sawickiej? CBA, które rzekomo nie spuszczało oka z posłanki Platformy Obywatelskiej, nie wie, co się stało z tą sumą.
Jak słyszeliśmy, pieniądze z łapówki miały iść na wybory - stwierdza Tomasz Dudziński z PiS. Mam apel do pełnomocnika finansowego Platformy Obywatelskiej, żeby ujawnił, czy te pieniądze nie są częścią finansowania kampanii wyborczej Platformy Obywatelskiej, bo jeżeli pani poseł Sawicka i osoby jej bliskie wpłaciły na tę kampanię, to oznacza, że pieniądze (…) pochodzą z przestępstwa - zaznacza.
Pieniądze wykorzystane podczas prowokacji teoretycznie są do odzyskania. Jednak Centralne Biuro Antykorupcyjne umywa od tego ręce. O zwrot 50 tys. zł musi się starać prokuratura. Jeśli w czasie ewentualnego przeszukania domu posłanki znajdzie pieniądze, zabezpiecza je jako dowód, a potem zwraca CBA. Jeśli się na tę sumkę nie natknie, wtedy cała nadzieja w sądzie, który może nałożyć na posłankę grzywnę.
Jednak jak wynika z doświadczenia byłego szefa Centralnego Biura Śledczego gen. Adama Rapackiego, zdarza się, że pieniądze z kontrolowanej łapówki po prostu przepadają. W swojej historii pamiętam operacje, gdzie wykładaliśmy ogromne pieniądze i jednym z najważniejszych punktów było pilnowanie tych pieniędzy, by przestępcy nie uciekli z nimi - stwierdził.
W tym przypadku można mieć poważne wątpliwości, czy pieniądze były dobrze pilnowane. Może się więc okazać, że 50 tys. zł z budżetowej kasy, które CBA dało posłance, trzeba będzie spisać na straty.