Darmowy podręcznik przygotowany na zlecenie poprzedniego rządu będzie wycofywany ze szkół. W roku szkolnym 2017/2018 przestanie być podręcznikiem dla klas pierwszych, będzie tylko "materiałem edukacyjnym". W kolejnych dwóch latach przestaną się z niego uczyć klasy drugie i trzecie. "To niecelna decyzja, która marnuje, zaprzepaszcza wytworzone materiały dydaktyczne, całą koncepcję podręcznika" - mówi w rozmowie z RMF FM Maria Lorek, szefowa zespołu, który przygotował "Nasz Elementarz" i "Naszą Szkołę" - książki dla klas I-III.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Grzegorz Kwolek, RMF FM: Ministerstwo Edukacji Narodowej już oficjalnie potwierdza, że "Nasz Elementarz" nie będzie już podręcznikiem. Mówiąc kolokwialnie - trafi do kosza. Nie szkoda pani?
Maria Lorek, autorka podręcznika: Oczywiście, że szkoda. Przyjęłam to z rozczarowaniem, zaskoczeniem, generalnie pejoratywnie. Według mnie jest to niecelna decyzja, która marnuje, zaprzepaszcza wytworzone materiały dydaktyczne, cały zamysł i koncepcję podręcznika. Zresztą nie tylko wyrzucenie do kosza podręczników MEN-owskich, ale także całej, bardzo bogatej, obudowy. Jak również wyrzucenie do kosza materiałów przygotowanych przez inne wydawnictwa, czyli ćwiczeń. Zaprzepaszczony zostaje także bardzo duży akcent i wartość tego podręcznika, czyli to, że on ma adaptację dla dzieci z niepełnosprawnościami.
Po raz pierwszy w Polsce podręcznik dla dzieci pełnosprawnych jest kompatybilny z podręcznikiem dla dzieci z niepełnosprawnościami. Otwierają sobie książkę na danej stronie i mają tę samą tematykę, te same teksty, choć dostosowane - w zależności od stopnia specyficznych dysfunkcji, do dzieci niepełnosprawnych. To będzie zaprzepaszczone. Poza tym, jeśli chodzi o podręcznik, to on miał bardzo dobrą obudowę w postaci dwóch programów nauczania, w przewodnikach metodycznych, inspiracjach plastycznych, muzycznych, nagraniach. Powstał też bardzo ciekawy generator kart pracy, który umożliwia nauczycielom, i rodzicom też, samodzielne przygotowanie materiałów dydaktycznych. Ten generator zawiera między innymi specjalnie zaprojektowany krój pisma do nauki pisania przez dziecko. Są multibooki przygotowane na różne nośniki elektroniczne. Jest tego bardzo dużo, co po prostu zostaje zaprzepaszczone.
Ministerstwo, w dość niejasny sposób mówi, że to nie będzie teraz podręcznik, tylko pomoc edukacyjna. Czy przy zmienionej podstawie to może być pomoc edukacyjna? Czy w jakimś zakresie można z nich korzystać, czy to nie ma sensu?
Materiały są na stronie MEN, klasa II i III będą kontynuowały z podręcznikiem - już nie "Nasz Elementarz", bo on się teraz nazywa "Nasza Szkoła" - tak więc ta kontynuacja będzie. Wszystkie teksty, materiały, są na wolnej licencji, więc oczywiście można z nich skorzystać. Tym niemniej burzy się cały zamysł, całą koncepcję podręcznika. Ona została bardzo klarownie przedstawiona. Pracując nad podręcznikiem, wymyśliliśmy całą taką klasę podręcznikową, wprowadziliśmy bohaterów ze szkoły przy ulicy Przyjaznej. Każde dziecko ma swoją historię, cechy charakteru, funkcjonuje w różnych rodzinach - wielopokoleniowych i niepełnych. I przez trzy lata to dziecko rośnie razem z nami. Są stałe działy, które trudno tak po prostu wyjąć, choć myślę, że nauczyciele chętnie będą sięgali do takich działów jak "Gazeta przyjazna", "Zaułek słówek", gdzie w sposób zabawowy, poprzez doświadczanie, obserwacje i badanie języka dochodzą do ogólniejszych spostrzeżeń. To jest "Klub dociekliwych", to są "Festiwale nauki", "Podróże z obieżyświatem", czy w matematyce świetne "Powtórki przez pagórki", bądź "Przystanek zadanek".
Matematyka jest - zresztą uważam, że bardzo nowatorsko - poprowadzona w klasie II i III. Mamy tutaj przede wszystkim położony nacisk na logiczne myślenie. Mamy tam również opowiadania matematyczne, cykl wierszy matematycznych - "O roztargnionej królewnie" i komiks "O detektywie Macie". One skłaniają do logicznego myślenia. Mamy całe cykle świetnie poprowadzonych zajęć przyrodniczych opartych na badaniu, doświadczaniu, eksperymentach. Te eksperymenty nigdy nie podają wyniku, dzieci muszą same je wykonać. W podręcznikach proponowana jest metoda projektów edukacyjnych. Pytania, polecenia, ćwiczenia są tak skonstruowane, aby dzieci sami, przez twórcze badanie i dociekanie mogły doświadczać świata. Czyli stosowanie takiej strategii - co już wiem, czego chciałbym się dowiedzieć, jak to zrobię. Ta umiejętność i pozwolenie, zachęcenie wręcz do stawiania pytań przez dzieci w podręczniku jest bardzo mocno podkreślana.
Wprowadzeniu "Naszego Elementarza" towarzyszyło wiele kontrowersji. Wydawnictwa zarzucały pani wręcz autoplagiat. Teraz ministerstwo zapowiada, że wydawnictwa będą mogły korzystać z części pani pracy. Jak się pani z tym czuje?
Ja byłam bardzo zaskoczona tym atakiem, że jest to autoplagiat, bo uważałam, że coś, co sama stworzyłam, sama wymyśliłam, czego nigdy wcześniej w podręcznikach nie było, a jest ciekawe, dobre i wiele osób mnie wręcz prosiło -"Bardzo proszę pani Mario, niech będzie taki tekst, czy taki komiks". Ja oczywiście wycofałam się z powtarzania tego, co było wcześniej, bo stwarzanie takich sytuacji, które zadrażniają, nie ma sensu. W tej chwili wszyscy będą mogli z tych tekstów, z tych materiałów, z tych koncepcji, korzystać. Wynika to między innymi z tego, że ministerstwo decydując się na stworzenie takiego podręcznika postanowiło, że wszystko będzie na wolnych licencjach. I to jest bardzo duży też atut.
"Nasz elementarz" był bardzo szeroko konsultowany, krytykowany, ale też zmieniany, bo uwag było sporo. Teraz wydawnictwa mają tak naprawdę kilka miesięcy na przygotowanie książek, których nauczyciele zapewne nie zobaczą przed wakacjami, pewnie zobaczą przed 1 września. Jak pani ocenia szanse na to, że to będą dobre podręczniki?
To jest bardzo duża różnica. Bo po raz pierwszy w Polsce podręczniki zostały poddane tak dogłębnej konsultacji. Te konsultacje były na etapie tworzenia. To były konsultacje dydaktyczne, językowe, przyrodnicze, matematyczne, medyczne, konsultacje ze strażakami, z policjantami. Każdy praktycznie tekst był konsultowany pod względem naukowym. To był pierwszy rodzaj konsultacji. Drugi to konsultacje społeczne. Czyli każda część była poddawana ocenie przez dwa, trzy miesiące, czasem krócej. I każdy mógł zapoznać się z zawartością podręczników i zgłosić swoje uwagi. Wszystkie uwagi, które zdaniem moim i zespołu były uzasadnione merytorycznie i dydaktycznie, były uwzględnione. Te podręczniki są otwarte, każdy może do nich zerknąć. W przypadku wydawnictw, istotnie, kiedy pojawia się nowa propozycja, nie jest ona w taki sposób konsultowana i nie jest pokazywany podręcznik w całości. I jeszcze dodam, że nasze podręczniki były poddane recenzjom rzeczoznawców z listy MEN.
I jeszcze były wieloletnie. To była spora zmiana. Książki, które miały być dostępne dla trzech roczników.
To też jest duży atut. Chociaż minusem, o czym wspominali często nauczyciele, była ich techniczna oprawa, że one nie zawsze wytrzymywały. Choć z informacji, które przedstawiano, nie była to bardzo duża liczba, około 5 proc. I zawsze nauczyciel, dyrekcja szkoły, mogli zwrócić się z prośbą o wymianę tych zniszczonych podręczników.
(łł)