Miały być złote góry i milionowe kontrakty dla polskich przedsiębiorców – takie zapowiedzi towarzyszyły rozpoczynającej się 3 lata temu wojnie w Iraku. Na słowach się skończyło, a nad Tygrysem i Eufratem zarabiają inni.
Gdy wojska dopiero wkraczały do Iraku, ówczesny premier Leszek Miller zapowiadał strumienie pieniędzy dla polskich firm. Jednak na zapowiedziach się skończyło. Dziś w Iraku głównym tematem jest zaprowadzenie pokoju i stabilizacji, a nie naftowe kontrakty.
O umowach w Iraku myśli PKN Orlen, ale nie prowadzi żadnych rozmów i działań w tym kierunku. Premier natomiast obiecuje, że gdy sytuacja się zmieni, zaczną się rozmowy – i jest dobrej myśli.
Pozostaje więc duma z polskich żołnierzy – a tę prezentuje minister obrony, Radosław Sikorski. - Jako polityk jestem szczególnie dumny z tego, że w naszej strefie w Iraku są najmniejsze straty wśród ludności irackiej - tłumaczy.
Co do zysków ekonomicznych – wymienić tu należy kontrakt zbrojeniowy opiewający na 400 milionów dolarów. Jednak sama polska misja w Iraku to 130 milionów złotych tylko w tym roku. Pozostaje więc tylko być dumnym z żołnierzy. Do informacji takich jak w Wielkiej Brytanii bardzo nam daleko – „The Independent” ogłosił, że od czasu obalenia reżimu Saddama Husajna brytyjskie firmy zarobiły na interesach nad Tygrysem i Eufratem ponad miliard funtów.
Polska obecność w Iraku rozpoczęła się od wysłania GROM-u. Ukoronowaniem misji było przejęcie przez polskich żołnierzy dowództwa w jednej z tzw. stref stabilizacyjnych.