Mamy sygnały o kilku przypadkach zgonów osób, które brały corhydron - mówi RMF minister zdrowia. Nie ma jednak dowodu, że zgon nastąpił po podaniu leku zwiotczającego, który znalazł się we fiolkach zamiast leku przeciwalergicznego.

REKLAMA

Zgony nie nastąpiły w szpitalu i nikt nie jest w stanie stwierdzić, czy nastąpiły po tuż zażyciu corhydronu. Dobrze byłoby mieć tę ampułkę i sprawdzić, co tam było. Kiedy tego nie mamy, nie wiemy, czy ta reakcja nieprawidłowa organizmu nie jest związana z jakimiś innymi przyczynami - mówi Zbigniew Religa.

Minister podaje przykład 88-letniego pacjenta, chorego na raka, który także zażywał corhydron. Trudno będzie ustalić, czy jego zgon miał cokolwiek wspólnego z tym lekiem.

Problem też w tym, że preparat zwiotczający mięśnie bardzo szybko znika z organizmu – po kilku dniach nie ma żadnych śladów po leku. Dlatego – jak mówi Religa – trzeba zrobić wywiad z rodziną pacjenta i z lekarzami, by wykluczyć, że przyczyną zgonu nie był corhydron.

Jeden taki przypadek bada prokuratura w Pruszczu Gdańskim. Trzy zgłoszenia o śmierci pacjentów, którzy zażywali corhydron otrzymała także Prokuratura Apelacyjna w Lublinie. Wszczęła śledztwa w sprawie śmierci tych osób.