W poniedziałek na autostradzie A4 zderzyły się dwie ciężarówki. Z tego powodu kierowcy w korku utworzyli „korytarz życia”. Niektórzy z nich zaczęli jechać pod prąd i zablokowali przejazd dla służb ratunkowych.

REKLAMA

Do zderzenia dwóch ciężarówek doszło między węzłami Pietrzykowice i Kąty Wrocławskie na jezdni w kierunku Legnicy. Jeden z kierowców został ranny i został zabrany przez śmigłowiec LPR do szpitala.
Po wypadku zator na jezdni miał 17 kilometrów. Większość kierowców utworzyła korytarz życia, aby umożliwić przejazd służbom ratunkowym.

Niestety, niektórzy zaczęli się jednak niecierpliwić i zaczęli jechać pod prąd, blokując tym samym przejazd straży pożarnej. Całe zdarzenie nagrał strażak. Film opublikował portal "Korytarz życia - włącz myślenie".

Korytarz życia ważny jest dlatego, że w ostatnich latach ruch na autostradach w Polsce się wzmógł. Względem tego, co było 10,20 lat temu to jest niesamowita różnica - mówi Sebastian Piwowarczyk z Centrum Ratownictwa we Wrocławiu. My, dojeżdżając na miejsce zdarzenia jako różne służby ratownicze, pokonujemy bardzo długie odcinki na autostradach - podkreśla.

Jak dodaje, korytarz życia jest najbardziej skutecznym sposobem umożliwiającym dojazd na miejsce wypadku. W sytuacjach, kiedy ludzie starają się puścić karetkę - nie tworząc korytarza - najczęściej, gdy docieramy ma miejsce jest już za późno - zaznacza. Ten manewr zaczyna trwać bardzo długo i my co ileś metrów musimy przyhamować, a to wydłuża dojazd na miejsce zdarzania. A tutaj przede wszystkim liczy się czas. Dlatego korytarz życia jest taki ważny, żeby usprawnić znalezienie się służb ratowniczych na miejscu zdarzenia - apeluje Piwowarczyk.

Przypomnijmy, że jazda pod prąd na autostradzie korytarzem jest dozwolona w wyjątkowych sytuacjach - to tzw. ewakuacja kierowców. Jak tłumaczy Andrzej Góralski, rzecznik Wojewódzkiej Straży Pożarnej we Wrocławiu, wszystkie służby stale wymieniają się informacjami na temat prowadzonych działań.

Po uzyskaniu informacji o trwających utrudnieniach oraz potrzebach ratowniczych w sprawie dojazdu, Generalna Dyrekcja w porozumieniu z policją podejmuje decyzję o sposobie ewakuacji. Przeważnie wycofuje się auta do najbliższego węzła, ale wtedy kierowcy jadą pod prąd pod nadzorem policji i w momencie, gdy nie ma konieczności dojazdu służb na miejsce - mówi Góralski.

Za jazdę pod prąd grozi mandat do 500 złotych i 6 punktów karnych. Film trafił już do policjantów, którzy po jego przeanalizowaniu zdecydują o ukaraniu kierowców.