"Rzeczywiście państwo w tym miejscu zawiodło. Tylko te zaświadczenia są ważne pięć lat. O tym, że jest spóźnienie w ministerstwie dowiedzieliśmy się kilka, kilkanaście dni temu. Ja nie mam u siebie na biurku żadnych skarg i uwag" - mówi na temat braku nowych zaświadczeń ADR dla kierowców w rozmowie z reporterem RMF FM wiceminister transportu Tadeusz Jarmuziewicz. "W związku z tym, jeżeli będą konsekwencje, jeżeli moi zwierzchnicy - czy minister Nowak, czy premier Tusk - uznali, że spóźnienie w tym przypadku jest tak dramatyczne w skutkach, to ja jestem do dyspozycji" - dodaje.
Krzysztof Zasada: Chciałbym zapytać, czy pan się czuje w jakiś sposób odpowiedzialny za skandal wokół tych ADR-ów?
Tadeusz Jarmuziewicz: Wie pan, minister, który dogląda tego, w oczywisty sposób jest w części odpowiedzialny.
A co tam się stało? Dlaczego ten przetarg tak późno ogłoszono? Kto zawinił?
Pracownik dostał do zrobienia, w trybie indywidualnym miał za to zadanie odpowiadać, było to niedopatrzone i spóźniło się, po prostu.
Jakie konsekwencje personalne wyciągnie pan - bo wiem, że ma pan wyciągnąć konsekwencje personalne - wobec urzędników departamentu transportu drogowego?
Pozwoli pan, że nie będę używał nazwisk, natomiast zdaje się, że mam zdefiniowanych ludzi, którzy za to odpowiadali. Po prostu - albo obniżenie stanowiska, na którym pracują, albo jeszcze dalej nawet.
Ilu osób dotyczą te konsekwencje?
Jednej, góra dwóch.
Czy to będzie szef departamentu?
Nie, nie, spokojnie. Nie.
Czyli tylko urzędnicy zawinili, pan nie ma sobie nic do zarzucenia?
Ja nie powiedziałem, że nie mam sobie nic do zarzucenia. Ja tego doglądam, ja - w części - odpowiadam za to. W związku z tym, jeżeli będą konsekwencje, jeżeli moi zwierzchnicy - czy minister Nowak, czy premier Tusk - uznali, że spóźnienie w tym przypadku jest tak dramatyczne w skutkach, to ja jestem do dyspozycji.
Macie jakiś pomysł na to, żeby wprowadzić jakieś odszkodowania, jakieś przepisy przejściowe? Znam przypadki ludzi, którzy miesięcznie tracą na tym, że nie mogą odebrać zaświadczenia, nawet 5 - 6 tys. złotych. I siedzą w domu, na przymusowym urlopie.
Już dzisiaj na Mazowszu są wydawane. My to wdrożyliśmy już, to są po prostu pojedyncze...
To nie jest "już dzisiaj", to jest półtora miesiąca po czasie - i oni stoją. To jest ponad dwa tysiące ludzi w całym kraju.
To trochę dziwne, dlatego, że ja, jako minister nie dostałem ani jednej skargi na piśmie.
Kierowcy skarżą się, że się odbijają od ministerstwa, musieli zainteresować tym radio RMF.
Po wyłączonym mikrofonie pan mi da namiary na tych kierowców. W liczbie mnogiej pan mówi?
Bardzo łatwo jest zdobyć informację, ilu kierowców czeka - np. w województwie mazowieckim, czy na Śląsku - na wydanie kart i ilu kierowców ma przestój, nie dostało pracy przez to, że nie może wozić ładunków niebezpiecznych. Na Mazowszu to jest 200 osób, na Śląsku jest to 300, w Urzędzie Marszałkowskim w Małopolsce to jest ok. 100 osób - czyli po przeliczeniu, łącznie to jest ponad 2000 osób w całym kraju.
Chętnie się zapoznam z tymi pańskimi danymi, ja nie trafiłem na takie dane.
Wrócę do tych konsekwencji personalnych wobec pracowników departamentu transportu. Kiedy zostaną wyciągnięte? Bo minister Nowak twierdzi, że to już powinno nastąpić.
Ja się zgadzam z ministrem Nowakiem. Dziś jest środa, do końca tygodnia będą mieć u mnie te konsekwencje - jutro, pojutrze.
Może pan powiedzieć, ilu osób to konkretnie dotyczy? Bo wiemy już, że nie dotyczy szefa departamentu.
Jednej osoby.
Która czego nie zrobiła i dlaczego?
Nie chcę tego rozbierać na czynniki pierwsze. Odpowiada za to człowiek, który miał to zrobić i nie zrobił na czas. W związku z tym będą konsekwencje.
Pana podpis był na dokumentach rozpisujących przetarg na te nowe wzory? Czy to tylko jest w gestii departamentu?
Nie, nie uciekam przed odpowiedzią na to pytanie. Natomiast nie jestem przekonany - możliwe, że jest. Nie byłbym zdziwiony, gdyby był. Nie wiem, sprawdzę to.
Ale nie ma żadnych pomysłów na to, żeby tym ludziom zwrócić utracone zarobki? Oni mogą tylko występować na drogę prawną?
Tak.
Czyli co można im doradzić?
Wie pan, to jest biznes. Rzeczywiście państwo w tym miejscu zawiodło. Tylko te zaświadczenia są ważne pięć lat. O tym, że jest spóźnienie w ministerstwie dowiedzieliśmy się kilka, kilkanaście dni temu. Ja nie mam u siebie na biurku żadnych skarg i uwag. Pan mnie zaskakuje jakimś liczbami, mówi pan, że 200 czy 300 osób.
W całym kraju ponad dwa tysiące.
Nie znam tych liczb.
Czyli nie ma na razie pomysłu. Co pan może doradzić tym ludziom, którzy stracili w tym momencie średnio ponad 10 tys. złotych?
Jak się zapoznam z tymi liczbami, niewykluczone, że będę się nad tym zastanawiał.