Zwiększone zainteresowanie archiwami IPN-u przyśpieszy dostęp do materiałów pokrzywdzonym z „listy Wildsteina”. Problem tylko, jak ujawniać akta IPN-u, kryjące mroczną przeszłość PRL-owskiej bezpieki?
Pytanie pierwsze: ujawniać wszystkim czy wybranym? Jeśli nie wszystkim, to komu. Bez żadnych zastrzeżeń powinni te dokumenty dostać dziennikarze - mówi Antoni Dudek, historyk z IPN-u. Teraz bowiem nie jest to takie pewne – zauważa. Ponadto akta powinny trafić do przedstawicieli organizacji społecznych, politycznych, związków zawodowych, aby sprawdzać swoich członków lub osoby, które desygnują na różne stanowiska - dodaje.
Jest i drugie pytanie: ujawniać wszystko czy tylko w części? Wszystko powinno być jawne, choć z małymi wyjątkami – uważa prof. Antoni Kamiński z Instytutu Nauk politycznych PAN. Te informacje, które dotyczą życia prywatnego - szczególnie ofiar - powinny moim zdaniem być wyłączone z tego.
Załóżmy, że wgląd mieliby wszyscy, wówczas IPN potrzebowałby więcej ludzi, sprzętu, a więc pieniędzy. Pod rządami lewicy IPN nie otrzymywał zbyt wiele środków z budżetu, a i teraz na to się nie zanosi.