W szpitalu w Jerozolimie zmarł izraelski minister turystyki, postrzelony kilka godzin wcześniej w zamachu w Jerozolimie. Rehawam Zeewi - jeden z przywódców skrajnie prawicowej partii Zjednoczenie Narodowe został trzykrotnie trafiony z bliskiej odległości - w głowę, szyję i pierś, w hotelu we wschodniej Jerozolimie. Do zamachu przyznał się Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny.
Minister Zeewi wraz żoną był w jerozolimskim hotelu Hyaat Regency, niedaleko wschodniej, arabskiej części miasta. Oboje zeszli rano na śniadanie do jadalni. Później żona ministra została na dole, podczas gdy Zeewi wrócił do pokoju na piętrze. W momencie gdy otwierał drzwi, dosięgły go trzy kule zamachowców. Jeden pocisk trafił go w głowę, drugi w szyję, a trzeci w pierś. Ciężko rannego znalazła chwilę później żona. Trzy godziny później Zeewi zmarł w szpitalu. Po zamachu wszystkim ministrom izraelskiego rządu zalecono pozostanie w domach do odwołania. "Zeewi, który zwykle ma przy sobie ochroniarzy, tego ranka był sam. Dlaczego - na to pytanie powinny odpowiedzieć odpowiednie służby" – powiedział szef policji w Jerozolimie Mickey Levy. Do ataku przyznał się radykalny Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny, którego przywódcę - Abu Alego Mustafę - Izraelczycy zabili półtora miesiąca temu w Ramallah. W środowej deklaracji Frontu stwierdzono, iż zamach na ministra stanowić ma odwet za tę śmierć. Posłuchaj relacji naszego korespondenta Elego Barbura:
Minister sprawiedliwości Meir Szitrit stwierdził, że zamach nie powinien być powodem wojny i oficjalnego ogłoszenia Autonomii Palestyńskiej jako „gniazda terroru”. Należy jednak – jego zdaniem – "podnieść poprzeczkę, jeśli chodzi o zamachy na bojówkarzy palestyńskich". Wszystko wskazuje więc na to, że odpowiedzią Izraela na zabicie ministra będzie ponowne zaostrzenie kursu wobec Palestyńczyków. Zdaniem obserwatorów może to oznaczać nasilenie kampanii określanej przez Izraelczyków mianem fizycznej eliminacji Palestyńczyków-terrorystów. Szef dyplomacji, Szimon Peres – znany z łagodnego nastawienia – ostrzegł dziś, że jeśli Arafat nie podejmie akcji przeciwko terrorystom wszystko stanie w ogniu.
75-letni Zeewi był jednym z siedmiu radykałów, którzy dwa dni temu wycofali się z koalicyjnego rządu premiera Ariela Szarona. Jego dymisja miała formalnie nastąpić dziś po południu. Minister znany był ze swych kontrowersyjnych poglądów - wzywał między innymi do wywiezienia wszystkich Arabów i Palestyńczyków z Izraela. W lipcu wywołał powszechne wzburzenie określeniem Palestyńczyków pracujących w Izraelu mianem "raka i wszy". "Musimy pozbyć się wszystkich tych, którzy nie są Izraelczykami tak samo jak pozbywamy się wszy. Nie możemy pozwolić by ten rak trawił nasze państwo" - mówił wtedy Zeewi w wywiadzie radiowym.
W poniedziałek wręczył swą rezygnację z urzędu premierowi Arielowi Szaronowi na znak protestu przeciwko decyzji szefa gabinetu złagodzenia restrykcji w poruszaniu się Palestyńczyków i wycofania armii z zarządzanego przez palestyńskie władze autonomiczne miasta Hebron na Zachodnim Brzegu. W kwietniu tego roku wiele hałasu wywołał apel Zeewiego, by armia zburzyła siedzibę Arafata w Gazie. Zeewi sam był emerytowanym generałem.
foto RMF
13:00