Eksplodujące bomby, terroryści i strach nie powstrzymały Irakijczyków, którzy tłumnie ruszyli do urn wyborczych. Frekwencję w pierwszych od pół wieku wyborach do parlamentu szacuje się na ok. 60 procent.
Z przebiegu wyborów cieszy się George W. Bush: Wybory w Iraku zakończyły się wielkim sukcesem. Trzeba jeszcze wiele przejść na drodze do demokracji. Ale Irakijczycy udowadniają, że sprostają wyzwaniom - mówił prezydent Stanów Zjednoczonych w specjalnym oświadczeniu.
Wyborom do 275-miejscowego zgromadzenia narodowego towarzyszyła atmosfera lęku i niepewności. Mają one jednak wprowadzić Irak na drogę demokracji i stabilizacji.
Deputowani wybiorą ze swego grona prezydenta i dwóch wiceprezydentów, którzy powołają premiera. Do połowy sierpnia zgromadzenie powinno opracować projekt konstytucji państwa, który w październiku zostanie poddany pod głosowanie w ogólnonarodowym referendum.
Wybory podzieliły Irak. Popiera je szyicka większość ludności (60 proc. ogółu mieszkańców), bo oczekuje, że tą drogą uzyska dominującą pozycję polityczną po dziesięcioleciach dyskryminacji i prześladowań.
Wśród mniejszości sunnickiej, która stanowiła trzon saddamowskiej elity rządzącej, a teraz boi się marginalizacji, chętnych do głosowania było zdecydowanie mniej. Kilka partii sunnickich bojkotuje wybory, argumentując, że terror i obecność 150 tys. żołnierzy USA powoduje, iż nie mogą one być wolne ani uczciwe.
Na czas wyborów zamknięto granice, wprowadzono godzinę policyjną i zakaz noszenia broni przez cywilów. Po drogach mogą poruszać się jedynie samochody posiadające specjalne przepustki. Zamknięcie granic ma uniemożliwić dalsze przenikanie zagranicznych najemników, starających się przedostać do oddziałów rebeliantów.
Ugrupowania terrorystyczne zapowiedziały wcześniej, że będą zakłócać przebieg wyborów. Ostatni raz ostrzegamy, że niedziela będzie krwawa dla chrześcijan i Żydów oraz ich najemników i tych wszystkich, którzy wezmą udział w grze wyborczej Ameryki i Alawiego - tego rodzaju oświadczenie zamieściło na stronie internetowej ugrupowanie Abu Musaba al-Zarqawiego, jordańskiego terrorysty, kierującego komórką al-Qaedy w Iraku.
I rzeczywiście: strach i odgłosy bomb towarzyszyły wyborom. Zaraz po otwarciu lokali wyborczych doszło do wybuchu samochodu - pułapki w zachodnim Bagdadzie. Jednak osoba, a zginęła cztery zostały ranne.
Również w Bagdadzie jeden z lokali wyborczych został ostrzelany z moździerzy. Śmierć poniosły cztery osoby, siedem jest rannych. Bomba eksplodowała też w lokalu wyborczym w Basrze. Z kolei sześć silnych wybuchów wstrząsnęło Mosulem.
W Samarze lokale wyborcze pozostały zamknięte i wybory nie odbyły się ze względów bezpieczeństwa - poinformował burmistrz miasta Taha Hussein. Ulice miasta są puste, a w lokalach wyborczych nikt nie pracuje. Wcześniej rebelianci z Samarry grozili, że życie każdej osoby, która uda się do urn, jest zagrożone.
Jeden Irakijczyk zginął po tym, gdy kilka pocisków moździerzowych spadło w centrum Mahawilu (prowincja Babil w polskiej strefie stabilizacyjnej). Do ataku doszło 10 minut po otwarciu lokali wyborczych. Takie incydentów było wiele. Zginęło kilkadziesiąt osób.
Iracka komisja wyborcza jest zadowolona z przebiegu głosowania. Ataków uniknąć się nie udało, ale nikt chyba nie wierzył, że jest to możliwe. Ważne, że Irakijczycy nie dali się zastraszyć: Głosuję, bo przecież chodzi o przyszłość całego narodu irackiego, a nie kilku poszczególnych osób. To też przyszłość naszych dzieci i wnuków. Nie da się normalnie żyć w takim chaosie. Dlatego musimy głosować.
Według Irackiej Niezależnej Komisji Wyborczej już trzy przed zamknięciem lokali wyborczych frekwencja wyniosła 50 procent. Na terenach zamieszkałych przez szyitów i Kurdów głosy miało oddać 90 procent uprawnionych.
Przebieg głosowania w Bagdadzie obserwował Piotr Górecki z telewizyjnych „Wiadomości”. Posłuchaj jego relacji:
[dzwiek:77777.ra]
Prezydent Iraku Ghazi al-Yawer, głosujący jako jeden z pierwszych w wyborach, powiedział, że ma nadzieję, iż inni pójdą jego śladem. Irakijczycy zasłużyli na wolne wybory. To będzie nasz pierwszy krok w kierunku wolnego świata i demokracji, z której wszyscy będziemy dumni - mówił rano prezydent Iraku.
Irakijczycy głosowali też poza granicami kraju, m.in. w Jordanii, Turcji, Australii i Niemczech. Zorganizowaliśmy wyjazd z większości miast Polski do Berlina. W Warszawie nie można było głosować; na całym świecie tylko w 14 krajach. Jest to duże utrudnienie, ale i jak jest lepiej - mówił Irakijczyk od lat mieszkający w Krakowie.
Dzisiejsze głosowanie to pierwsze demokratyczne wybory od pół wieku. Nie są to jednak wybory w 100 procentach demokratyczne - uważa arabista, profesor Andrzej Kapiszewski, były ambasador na Bliskim Wschodzie.
Są to wybory, które na pewno można by ulepszyć, w których powinna wziąć udział większa ilość osób. Ale na pewno na tej skali demokratyzacji, zwłaszcza w stosunku do okresu Saddama Husajna, jest to ogromny postęp we właściwym kierunku - tłumaczył Kapiszewski. Wolne wybory czy może wyborczy teatr? Profesor Marek Dziekan uważa, że są one tylko zwykłą stratą czasu. Obawiam się, że te wybory nic nie zmienią - mówi.
Te wybory, to na pewno przełom, przynajmniej formalny, jednak do pełnej stabilizacji jeszcze daleko. Pytaliśmy o to premiera Marka Belkę, który odpowiadał za gospodarkę w koalicyjnych władzach Iraku:
[dzwiek:77777_a.ra]
Bez względu na wynik wyborów wysoka frekwencja to prawdziwy prezent dla Amerykanów, którzy mają wreszcie argument, że warto było walczyć o demokrację na Bliskim Wschodzie. Ale krytycy podkreślają, że nie sposób było kontrolować przebiegu głosowania, nie ma też aktualnych list wyborczych - sukces jest więc dwuznaczny.