Policja zatrzymała mężczyznę, który najprawdopodobniej sterował dronem w okolicach warszawskiego lotniska Chopina. Urządzenie latało blisko samolotu Lufthansy, co mogło doprowadzić do katastrofy.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Zatrzymany 39-latek przyznał, że w poniedziałek, mniej więcej w czasie, gdy piloci Lufthansy alarmowali wieżę kontroli lotów o obecności drona na trasie podejścia do lotniska, używał swojego bezzałogowca. Sterował nim z okolic Piaseczna. Mężczyzna twierdzi jednak, że nie miał i nie ma świadomości, czy dron mógł znaleźć się aż tak blisko lotniska. Aby mieć pewność, że to ten dron był w niedozwolonym miejscu, policjanci chcą go teraz wysłać do badań do ekspertów. Maszyna bowiem, jak ustalił nasz reporter, zapisuje swoją lokalizację i trajektorię lotu. Odczyt pozwoli już na 100 proc. ustalić, czy to tego bezzałogowca mijali piloci.
Zatrzymany mężczyzna był całkowicie zaskoczony, gdy w domu z pytaniem o drona pojawili się policjanci. Wciąż jest przesłuchiwany i noc najprawdopodobniej spędzi na komendzie. Grozi mu do 8 lat więzienia.
Do niebezpiecznego zdarzenia doszło w poniedziałek, kiedy lecący z Monachium samolot Embraer 195 niemieckich linii Lufthansa ze 113 osobami na pokładzie podchodził do lądowania. Na wysokości około 800 metrów piloci zauważyli coś dziwnego. Zaledwie 100 metrów od ich maszyny latał dron, czyli zdalnie sterowane urządzenie latające. Piloci natychmiast zaalarmowali warszawską wieżę. Na szczęście maszynie udało się wylądować bez problemów.
W związku z incydentem służby ruchu lotniczego musiały ze względów bezpieczeństwa zmienić kierunek lądowania samolotów. Po kilku godzinach ruch lotniczy przywrócono do normy.
Przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych dr Maciej Lasek powiedział w rozmowie z RMF FM, że incydent mógł zakończyć się katastrofą samolotu. Mieliśmy do czynienia z poważnym zagrożeniem bezpieczeństwa w ruchu lotniczym i jednocześnie naruszeniem przepisów prawa lotniczego. Mogło to doprowadzić do tragedii - podkreślił. Można znaleźć wiele informacji, jakie zagrożenie przynoszą zderzenia z ptakami. Ptaki ważą jeden kilogram, dwa kilogramy, są to niewielkie i miękkie obiekty. W tym przypadku mamy do czynienia z obiektem, który może ważyć 7 i więcej kilogramów. Jest zbudowany z części z plastiku, ale także z metalu. Jeżeli wpadnie w silnik, to ten silnik praktycznie nie nadaje się już do dalszego użytkowania, natychmiast się wyłącza. Dzieje się to w sytuacji podejścia do lądowania, czyli jednej z najbardziej newralgicznych operacji. Zatem to zagrożenie jest bardzo duże - dodał. WIĘCEJ NA TEN TEMAT PRZECZYTACIE TUTAJ
Kontrolerzy lotów wskazują, żedrony są coraz częstszym problemem. Biorąc pod uwagę, że te bezzałogowe statki powietrzne ważą około kilkunastu kilogramów, to nie można ich zobaczyć z wieży, często są też niewidoczne dla radarów. Innym problemem są płonące lampiony, puszczane przez ludzi przy rozmaitych okazjach. Zdarzają się również przypadki świecenia laserem w kierunku podchodzących do lądowania samolotów. Taki laser może oślepić pilota i przyczynić się do katastrofy.
Podobne incydenty odnotowano także na innych lotniskach w Polsce, np. w Łodzi (w sieci można obejrzeć filmy nakręcone z bezzałogowca lecącego w strefie kontrolowanej tego lotniska). Z kolei Prokuratura Apelacyjna w Krakowie wspólnie z ABW prowadzi śledztwo dotyczące podobnego incydentu, do jakiego doszło w 2014 r. w wojskowej części lotniska Kraków-Balice.
(mal)