Gdyby Polska zdecydowała się na zawetowanie projektu unijnego budżetu, mogłoby to oznaczać dla naszego kraju stratę co najmniej 23 mld euro bezzwrotnych dotacji. To pieniądze na wsparcie gospodarki w związku z pandemią koronawirusa. Na tym nie koniec. Mowa jest również o ponad 34 mld euro udzielanych w ramach tanich pożyczek.
To środki, które ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej przekłada na konkretne projekty z dziedziny energetyki, ochrony środowiska, transportu, innowacji i przedsiębiorczości oraz zdrowia. Polskie weto oznaczałoby też, że projekty nie zostaną zrealizowane.
Konkretna szkoła w Polsce może więc nie otrzymać wsparcia na wyposażenie sal w komputery czy nowoczesne technologicznie materiały dydaktyczne. A konkretny szpital nie otrzyma środków na modernizację.
Polska jest beneficjantem netto Funduszu Odbudowy. Oznacza to, że jeżeli mielibyśmy spłacać pożyczki zaciągnięte przez KE na rzecz Funduszu z naszej składki (a planowane jest także sfinansowanie Funduszu z nowych podatków np. od plastiku) to i tak zyskamy. Polska będzie gwarantować pożyczce zaciągniętej przez KE tylko część proporcjonalną do naszego PKB. Dostanie natomiast znacznie więcej.
W dodatku wbrew temu co mówią niektórzy politycy PiS, Polska nigdy nie otrzyma tak tanich pożyczek jakie może zaciągnąć KE. Przykładem są obligacje wyemitowane przez KE o wartości 17 mld euro dla sfinansowania w krajach UE ochrony miejsc pracy. Tak taniej pożyczki jaką Polska otrzyma w tej dziedzinie nie można uzyskać samodzielnie.
Niektórzy w Brukseli mówią o możliwości stworzenia Funduszu Odbudowy bez Polski i Węgier. O takiej możliwości wspomniał premier Holandii Mark Rutte. Na razie jednak niemiecka prezydencja poszukuje innej możliwości wyjścia z impasu.
Ostatecznie pod uwagę może być brana możliwość przesunięcia terminu wejścia w życie mechanizmu "pieniądze za praworządność".
To jednak - podkreślmy - ostateczność na razie przez nikogo nie rozważana.