600 milionów złotych za samą obecność polskich żołnierzy w Iraku i dodatkowe 800 milionów za sprzęt wysłany na Bliski Wschód – tyle do tej pory zapłacił polski podatnik. Koszty irackiej misji byłyby większe, ale 60 procent wydatków ponoszą Amerykanie.
Od lat Amerykanie przekazują Polsce bezzwrotną pomoc wojskową. W tym roku to w sumie 165 milionów dolarów. Ta amerykańska pomoc pokrywa praktycznie to, co wydaliśmy na całą misję w Iraku. Jednak kiedy dodamy do tego 800 milionów złotych wydanych na sprzęt, to bilans nie wygląda najlepiej.
W sumie w ciągu 10 lat otrzymaliśmy od USA około miliarda złotych pomocy wojskowej. Resort obrony szacuje, że ten najdroższy sprzęt z Iraku wróci, ale Bronisław Komorowski utrzymuje, że misja iracka odbywa się kosztem modernizacji polskiej armii: Polska nie uzyskała żadnych zobowiązań amerykańskich co do dodatkowego systemu finansowania modernizacji polskiej armii, a przedłużanie pobytu naszego w Iraku jest zawsze kosztem modernizacji technicznej, bo zabiera pieniądze z modernizacji technicznej już od wielu lat. Tym bardziej, że za rok czeka nas kosztowna operacja w Afganistanie, za którą zapłacimy z własnej kieszeni.
Wysyłając wojska do Iraku, liczyliśmy na amerykańską wdzięczność. O tym, jak bardzo się przeliczyliśmy było dane nam poznać, kiedy Bumar przegrał gigantyczny przetarg na wyposażenie irackiej armii. Co prawda teraz realizuje kontrakty na 300 milionów dolarów, jednak w amerykańskiej prasie coraz to pojawiają się artykuły, że sprzedajemy Irakowi posowiecki złom.
Gospodarczo nie udało się tak samo, jeśli chodzi o amerykańskie wizy. Wydaje się, że to przez błąd Warszawy, że nie negocjowała warunków udziału w koalicji, gdy Amerykanie kompletowali jej skład. Poprzednie władze po tej porażce zapewniały, że niemoralnym byłoby czerpać ekonomiczne korzyści z misji, którą śmiało można określić „Za wolność naszą i Waszą”.
Obecny rząd ma duży apetyt na gospodarczy podbój Iraku, jednak na razie skazani jesteśmy na dobrą wolę Irakijczyków i łaskę Amerykanów.